Plan amerykański, czyli naturszczyk

Tak się składa, że dzisiejszy felieton, choć jak zwykle w sobotę, piszę jednak nie w domu, ale na planie filmowym. Zostałem bowiem zaangażowany przez mego syna jako statysta do jego filmu dyplomowego. Mam zagrać profesora fizyki, który wraz z innymi profesorami-statystami słucha prezentacji referatu doktorskiego. No cóż, sam kiedyś miałem przyjemność brać udział w takiej akcji na serio, więc zadanie aktorskie chyba nie przerasta moich możliwości.

Na planie filmowym, co wiedzą wszyscy, którzy kiedykolwiek byli zamieszani w produkcję, głównie się czeka. Na przygotowanie torów, po których będzie poruszał się wózek z kamerą, na ustawienie świateł, na uwagi reżysera, na kolejne duble. Scena, która na ekranie trwa niecałą minutę, bywa filmowana i przez cały dzień. To dlatego filmy są takie drogie. Przykładowo, tzw. short, czyli 20-to minutówka, w której biorę udział, będzie kosztowała około 100 tysięcy PLN, przy czym gaże aktorskie są w tym budżecie znikomą pozycją. Wg SAG, czyli związku zawodowego aktorów, minimalna gaża dzienna wynosi $100. Większość nieznanych aktorów godzi się grać za tyle, bo jako kelnerzy nie zarabiają wiele więcej na napiwkach. Główne koszty filmu są technologiczne, przede wszystkim w dziedzinie komputerów. Począwszy od pisania scenariusza i planowania produkcji, które robi się za pomocą specjalnego oprogramowania, poprzez kamerę, która jest wysoce wyspecjalizowanym komputerem do szybkiego przetwarzania obrazu, przez cyfrowe nagrywanie dźwięku, aż do końcowego montażu i wykonania filmu-matki, który oczywiście także robiony jest cyfrowo. Zresztą, projekcja filmów również coraz częściej odbywa się cyfrowo. Nie wspominam DVD, bo jako cyfrowe nośniki są one powoli wypierane przez internet. Można powiedzieć, że film oderwał się od filmu, czyli od taśmy. Cyfrowo.

Z punktu widzenia zarządzającego projektami informatycznymi, robienie filmu to ciągłe zbieranie danych. W olbrzymich ilościach. Jedna sekunda obrazu nagrywanego w tzw. 4k (cztery tysiące linii obrazu, co odpowiada typowej rozdzielczości taśmy filmowej) zajmuje około 25 MB. Do tego trzeba dodać obowiązkową kopię bezpieczeństwa. Łatwo zauważyć, że krótki filmik zajmie około 3 TB. Na szczęście pojemność dysków rośnie lawinowo - na potrzeby filmu syna zakupiliśmy dyski o nominalnej pojemności 2 TB w cenie $230 za sztukę. Wyposażone w FireWire 800, pozwalają skopiować dzienny urobek w postaci ponad 100 GB zdjęć w czasie kilkudziesięciu minut. Tak więc, już na planie można robić kopie zapasowe ujęć, wykorzystując zwykły laptop. Gorzej jest z montowaniem obrazu. Żaden zwyczajny komputer nie pozwala na oglądanie zdjęć tak jak zostały one nagrane przez kamerę. Na szczęście producenci kamer cyfrowych wysokiej rozdzielczości pomyśleli i o tym - wraz z tzw. raw picture, kamera nagrywa także podgląd o mniejszej rozdzielczości, coś jak wglądówki fotograficzne. Na nich można pracować w czasie realnym na wspomnianym powyżej laptopie. W efekcie reżyser jest w stanie zrobić przegląd nagranego materiału przed opuszczeniem planu, gdy aktorzy oraz dekoracje są jeszcze dostępne dla ewentualnych powtórek.

Jedno nie zmieniło się w produkcji filmowej. W dalszym ciągu jest to zadanie grupowe, w którym rola każdego trybiku jest ważna. Także statysty, takiego jak ja. Choć eksperymentuje się już z aktorami cyfrowymi, to żywy człowiek jest ciągle bardziej realistyczny. Przepraszam, ale muszę już kończyć i udać się do charakteryzacji. Podobno moja skóra świeci się zbytnio w świetle jupiterów. Tego, niestety, nie da się poprawić cyfrowo. Wystarczy wacik oraz trochę pudru. Jak najbardziej analogowe.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200