Obraz na miarę epoki
- 15.10.2014
Jak pokazuje praktyka, w ciągu kilkudziesięciu lat rozwój technologiczny może potoczyć się w szybszym tempie, niż zakładano. Często też kierunek rozwoju nie pokrywa się z wcześniejszymi wyobrażeniami, które często okazują się dziecinne w zestawieniu z rzeczywistością.
Sięgnąłem ostatnio po zbiór opowiadań Lema „Inwazja z Aldebarana” z roku 1959. O ile dobrze pamiętam, książkę tę czytałem ze czterdzieści lat temu, będąc już na studiach, i wówczas nie odniosłem wrażenia zawartej w niej naiwności technicznej, która razi mnie dzisiaj. To prosty dowód, jak mocno w ciągu tych lat poszliśmy technologicznie do przodu. Oczywiście, zawsze należy oddzielić sferę fabuły od technologii, bo ta druga jest nieprzewidywalna i nie jest ponadczasowa, więc w produkcjach fabularnych nie warto poświęcać jej zbyt wiele uwagi. Podobne pretensje można zgłaszać pod adresem niektórych starszych filmów, w których pokazuje się nowoczesne podówczas ośrodki obliczeniowe, z obracającymi się szpulami taśm pamięci masowej, dyskami twardymi wielkości pralki czy czytnikami kart lub tasiemek perforowanych. Młody widz może nie wiedzieć, w czym rzecz, więc poczuje się nieco skonfundowany. Starego odbiorcy to nie zaskoczy, bo jeśli nie zetknął się z tym kiedyś zawodowo, to ta cała technika zazwyczaj mało go obchodzi. Dla niego to wszystko i tak jedna niewiadoma, te jakieś techniczne bajery zwane niegdyś mózgami elektronowymi.
Złapałem się ostatnio na tym, że w filmach jeszcze nie tak wiekowych brakuje mi (podświadomie, oczywiście) internetu i telefonii komórkowej. Bohater, który jak w malignie biega, aby znaleźć jakiś telefon stacjonarny, męczy i siebie, i mnie. Ocknąwszy się nieco, mogę przyjąć to do wiadomości, bo pamiętam te czasy. Naprawdę nie wiem, jaki odbiór może to mieć u pokolenia, które nie zaznało tamtej ery. Nie wiem, czy w trosce o zdrowie psychiczne młodych nie trzeba by wprowadzić klauzuli „dozwolone od lat 40”.
Zobacz również:
Gdy niemal 40 lat temu zmierzyłem się z brytyjskim buforem międzyprocesorowym pozwalającym na komunikację między komputerami klasy mainframe, było to dla mnie wyzwanie o kosmicznym prawie wymiarze. Analizowałem elektronikę urządzenia, sporządzając schematy logiczne sygnałów, tworzyłem szablony oprogramowania w assemblerze, używając do tego tasiemek perforowanych. A wszystko to w ogromnym klimatyzowanym ośrodku obliczeniowym. Dzisiaj takie technologie są dostępne od ręki, wystarczy wybrać interfejs, czyniąc to pomiędzy jednym a drugim łykiem kawy.
O ile dawniej było znacznie gorzej pod względem technicznym, jak również pod każdym innym, to tej atmosfery pionierskiego trudu i tajemniczości dziś już nie uzyskamy. Możemy zastanawiać się, jak będzie to wyglądać za lat kilkadziesiąt, jednak nasze prognozy i tak będą nietrafione. Wszystko zależy od tego, jaka technologia w przyszłości zapewni biznesowi dochody.