Nowa faza zwoju

Stoję w kolejce do wyciągu narciarskiego. Czekania jest na jakieś dwadzieścia minut, ale co chwilę widzę jak z przodu kolejki bezwstydnie wpychają się znajomi kolegów znajomych osób, stojących w kolejce.

Stoję w kolejce do wyciągu narciarskiego. Czekania jest na jakieś dwadzieścia minut, ale co chwilę widzę jak z przodu kolejki bezwstydnie wpychają się znajomi kolegów znajomych osób, stojących w kolejce.

Mam karnet czasowy, który skończy mi się za jakieś pół godziny; to akurat tyle, żeby zdążyć wjechać, zjechać na łeb na szyję, a po dojściu do bramki dowiedzieć się, że właśnie upłynął czas ważności biletu i wyciąg nie zawiezie mnie już na górę.

Normalnie cała ta sytuacja niezmiernie by mnie irytowała, a dzisiaj nic nie jest w stanie zmącić mojego zadowolenia. Jeszcze wczoraj wszystko było inne; wczoraj byłem innym człowiekiem. A było tak: wyciąg krzesełkowy zatrzymał się na dobre piętnaście minut, a ja, dyndając nartami dziesięć metrów nad ziemią, chcąc zabić czymś nudę, zacząłem czytać metkę, którą zapomniałem odpruć przed pójściem na stok. Myślałem, że pod choinką znalazłem po prostu ciepłe rękawice narciarskie. Jakże się myliłem! Na rękach miałem najprawdziwsze osiągnięcie techniki, wyposażone w "wielowarstwowy system izolacji cieplnej" oraz "mikropory półprzepuszczalne". Odkrycie to skłoniło mnie do przestudiowania metek od wszystkich części mojego narciarskiego ekwipunku. Na nogach nie mam butów narciarskich, a "łupki ze wzmocnieniami", zapewniające "kompleksową absorpcję drgań", moje narty to nie narty, a "szkielet kompozytowy ze szlachetnym rdzeniem".

I pomimo że stoję dumny jak paw, ubrany od stóp do głów w te cuda techniki, nie zważając na znajomych kolegów znajomych wpychających się do kolejki i bezwzględnie upływające minuty ważności mojego karnetu, to mój stoicki spokój mąci jedno spostrzeżenie. Wszystkie te mądre nazwy na kolorowych metkach mają jedno zadanie: ukryć przede mną fakt, że od dłuższego czasu w kwestii jeżdżenia na nartach nic nowego nie wymyślono. Technologia to dwie deski, dwa kije, dwa buty i do tego ciepłe ubranie. A żeby dobrze jeździć, trzeba mieć dużo umiejętności, ale tego nie da się kupić za (niezbyt!) umiarkowaną cenę w sklepie z odzieżą sportową. Jako substytut producenci oferują więc rozmaite "wielowarstwowe systemy izolacji cieplnej", próbując stworzyć w kliencie wrażenie, że otrzymuje coś więcej niż tylko ciepłe rękawice.

O czymś podobnym usiłują mnie ostatnio przekonać serwisy internetowe. Długo prenumerowałem przegląd prasy specjalistycznej. Ostatnio prasówkę nazwano "analizą rynku na podstawie doniesień prasowych" i zażądano ode mnie abonamentu - jedyne 4,95 USD miesięcznie. Jedna z moich ulubionych przeszukiwarek internetowych wyświetliła link, ale napisała pod spodem "link płatny" i chce brać pieniądze za kliknięcie. Pewien sklep internetowy nazwał się "wirtualnym pasażem handlowym" i podniósł ceny. Mamy więc do czynienia nie tyle z rozwojem Internetu (bo "rozwój" sugeruje wzrost i poprawę), ile ze "zwojem". Najpierw ograniczano pensje i zabierano samochody służbowe, potem zwalniano pracowników, teraz zaś żąda się pieniędzy za to, co ludzie przywykli dostawać za darmo. Być może da się sprzedać ciepłe rękawice jako "wielowarstwowy system izolacji cieplnej", ale tego samego serwisu internetowego nie da się sprzedawać za grube pieniądze jako przełomowego osiągnięcia techniki.

Niestety, nie mogę Państwu obiecać, że jutro ulubiony portal nie zażąda opłaty, przekonując, że wchodzą Państwo do "wielowymiarowego systemu wirtualnej informacji". Obiecuję za to, że mojego felietonu nigdy nie nazwę "sekwencyjnym strumieniem formatowanego tekstu" i jest naprawdę duża szansa, że za tydzień znajdą go Państwo w tym samym miejscu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200