(Nie)szczęśliwy przypadek

W epoce przedkomputerowej przypadki niewłaściwego zaadresowania listów albo dostarczenia ich pod zły adres zdarzały się rzadko. Jeśli już w ogóle coś się z listami działo, to raczej ginęły bez śladu. Szczególnie listy zagraniczne. Zwykle oczywiście poza granicami naszego kraju. Gdy wprowadzono faks, to na początku uzyskanie jakiegokolwiek obrazu było trudne, a stacji odbiorczych było niewiele, często więc słyszało się pisk w słuchawce. Potem przyszła poczta elektroniczna. Świat przestał być taki sam.

W epoce przedkomputerowej przypadki niewłaściwego zaadresowania listów albo dostarczenia ich pod zły adres zdarzały się rzadko. Jeśli już w ogóle coś się z listami działo, to raczej ginęły bez śladu. Szczególnie listy zagraniczne. Zwykle oczywiście poza granicami naszego kraju. Gdy wprowadzono faks, to na początku uzyskanie jakiegokolwiek obrazu było trudne, a stacji odbiorczych było niewiele, często więc słyszało się pisk w słuchawce. Potem przyszła poczta elektroniczna. Świat przestał być taki sam.

W każdym biurze krążą opowieści o e-listach z wyznaniami miłosnymi, wysłanych do zupełnie kogoś innego, albo też o szczerych opiniach, które nie wiadomo jak trafiły do szefa. Zawsze wydawało mi się, że opowieści takie są częścią folkloru biurowego, tak jak opowieści totkowiczów o wygranej w kolekturze na rogu lub wspomnienia wędkarzy o taaakiej rybie. A jednak w ostatnim miesiącu byłem świadkiem kilku wydarzeń, które podważyły moje przekonanie o głębi ludzkiego rozsądku.

Zaczęło się niewinnie. Mamy w tym biurze faks sieciowy, który pozwala wysłać każdy dokument bezpośrednio z komputera, bez drukowania i ponownego skanowania. Część pracowników uważa urządzenie to za błogosławieństwo, bo raz wysławszy faks mogą o nim zapomnieć. Komputer z uporem ponawia próby transmisji aż do skutku. Tym razem owa skuteczność okazała się złowieszcza. Pracowniczka źle wpisała numer i wysłała swoje CV do... naszej firmy, dając tym powód do spekulacji, że szuka nowej pracy.

W tydzień później, prawdopodobnie wiedząc o przypadku koleżanki, nowa sekretarka postanowiła swoje CV wysłać pocztą elektroniczną. Udało się jej aż nadto, bo tekst otrzymali wszyscy w biurze, jako że przypadkowo wybrała listę adresową całej firmy. Zabawa była przednia, bo obie panie udawały początkowo, że nie rozumieją dlaczego nagle dyrektor personalny zaczął je pytać o problemy zawodowe, a koledzy stali się jakby bardziej życzliwi i wyrozumiali. Tymczasem w tym samym miesiącu żona owego dyrektora, pracująca w poważnym banku, tyle że w innej miejscowości, zadzwoniła do mnie z zapytaniem, czy można cofnąć list elektroniczny. Oczywiście zapytałem ją, czy wysłała swoje CV w nieodpowiednie miejsce. Okazało się, że wysłała rezygnację z pracy, bo postanowiła przenieść się bliżej męża. Tekst miała gotowy od dawna, ale chciała przed jego wysyłką porozmawiać z bezpośrednim przełożonym, aby nie był zaskoczony. Tym razem pośpiesznie wysłany list zaowocował ofertą telepracy, która została przyjęta z pełnym zadowoleniem, tym bardziej że towarzyszyła jej podwyżka uposażenia oraz premia na poczet kosztów przeprowadzki.

Miesiąc jeszcze się nie skończył, gdy wiceprezes naszej firmy źle zaadresował do samego siebie list z wyliczeniem swej wartości, w przypadku gdyby firma została sprzedana. Zły adres spowodował przesłanie listu do lokalnej poczmistrzyni, która została nią mianowana przeze mnie, właśnie dlatego że uwielbia czytać cudze listy. Niestety, ma ona długi jęzor, po tygodniu więc wszyscy w biurze wiedzieli, jaka jest oczekiwana wartość akcji firmy. Spowodowało to niewątpliwy wzrost wydajności i skuteczności pracy, bo poczuliśmy się krezusami. Może właśnie taki był zamysł wysyłającego?!

Ja tam na wszelki wypadek CV oraz wyliczenia stanów kont trzymam w komputerze domowym w zablokowanym katalogu. A Państwo?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200