Nie napisałem

Nie napisałem listu. Gorzej, nawet go nie zacząłem pisać. Po prostu zawaliłem sprawę. Wszyscy napisali, ogłosili, a ja nic. Zapomniałem na śmierć; niech mnie kule biją, po prostu nie miałem do tego głowy. Strasznie głupio się teraz czuję, no bo przecież już za późno. Choćbym dziś napisał jeszcze trzy listy i trąbił o nich cały rok, przepadło. Nie napisałem i już!

Nie napisałem listu. Gorzej, nawet go nie zacząłem pisać. Po prostu zawaliłem sprawę. Wszyscy napisali, ogłosili, a ja nic. Zapomniałem na śmierć; niech mnie kule biją, po prostu nie miałem do tego głowy. Strasznie głupio się teraz czuję, no bo przecież już za późno. Choćbym dziś napisał jeszcze trzy listy i trąbił o nich cały rok, przepadło. Nie napisałem i już!

Nie napisałem listu do Irlandczyków, żeby głosowali za naszym wejściem do Unii Europejskiej, choć przecież wszyscy napisali. Władze Polski napisały, posłowie napisali i ludzie kultury również. Dzieci w szkołach podobno pisały, kto wie, może w przedszkolach też, bo niektóre pisać już umieją - wszak mamy nieprzyzwoicie zdolną młodzież. Intelektualiści pod wodzą Kory Jackowskiej też napisali. Żaden ze mnie intelektualista - ani nie nagrałem tylu dobrych płyt co liderka Maanamu, w Jarocinie bywałem jedynie przejazdem, a o rozkładówce w Playboyu mogę tylko pomarzyć. Ale napisać mogłem i znaleźć się w szacownym towarzystwie autorki Szarych miraży. W sumie, co mi szkodzi? Piszę dużo, łatwo mi się pisze, więc czemu nie? Napisałbym, wysłał i rzecz miałbym z głowy, a tak pozostaje mi kac, bo nie napisałem.

A przecież znam paru Irlandczyków. Mogłem wybrać z mojej listy kontaktów wszystkie te adresy, które kończą się na .ie i wysłać tam coś mądrego, np. say yes to Nice. Pewnie paru by mnie zapytało, kto to jest Nice i dlaczego warto mu (jej?) powiedzieć yes. Ale większość zrobiłaby to, co ja robię, widząc nachalną reklamę w skrzynce pocztowej - czyli bez czytania wyrzuciłaby taki list do kosza. Poczta elektroniczna daje nam bowiem wspaniałe narzędzie do szybkiego pozbywania się przesyłek. Doprawdy imponujące są liczne możliwości zabezpieczania się przed niechcianą pocztą oferowane przez dzisiejsze programy. Mam jeszcze na jakimś koncie unixowym starego, poczciwego elma. Tam jedyna obrona to klawisz "d" kasujący wiadomość - oto świadectwo spokojniejszych czasów, w których program został napisany. Nowoczesny mailer, z jakiego korzystam dzisiaj, pozwala mi tworzyć listy podejrzanych adresów, od razu kasować listy z załącznikami, wyrzucać do kosza bez czytania przesyłki nazbyt bogate w HTML-ową grafikę albo reagować na konkretne słowa w tekście. Każde uaktualnienie programu nie zmienia praktycznie nic w podstawowych funkcjach poczty elektronicznej - a więc odbieraniu i pisaniu listów. Przynosi za to całą gamę nowych możliwości w filtrowaniu poczty. Stało się więc to, co jeszcze na początku istnienia Internetu przewidywał Stanisław Lem. Po fazie entuzjastycznego podłączania się do źródła nieograniczonej informacji, powoli zaczynamy się przed nią bronić. Mistrz swoimi przepowiedniami nie trafił tylko w swój czas - jak zwykle, wyprzedził zjawisko o dobrych kilka lat.

W sumie dobrze, że naród u nas jeszcze słabo zinternetyzowany. Gdyby współczynnik usieciowienia osiągnął standardy amerykańskie bądź skandynawskie, biedni Irlandczycy zginęliby pod nawałem listów z Polski. Lekko licząc, każdy dostałby ich dziesięć, a nie liczę przecież innych państw kandydujących. Zaowocowałoby to niechybnie gwałtownym rozwojem rynku filtrów antyspamowych i jeszcze lepszą ochroną przed miliardami przesyłek krążących po Internecie.

Zresztą, mieszkańcy Zielonej Wyspy tak przejęli się nawałem listów od polityków, posłów, ludzi kultury, intelektualistów oraz przedszkolaków, że nawet bez mojego zagłosowali po myśli tych, którzy napisali. Całe szczęście, bo tak miałbym wyrzuty sumienia, że wszyscy pisali, a ja - niech to szlag! - nie napisałem.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200