Nie budźmy się za wcześnie

Jak wiemy, miliarderzy mają sny o coraz większych interesach (choć niektórzy są zdania, że śnią im się tylko koszmary o wielkim krachu, my jednak tej opinii nie podzielamy). Zazdrościć tych snów to chyba nie ma co, ale inaczej, jeśli chodzi o ich realne otoczenie.

Jak wiemy, miliarderzy mają sny o coraz większych interesach (choć niektórzy są zdania, że śnią im się tylko koszmary o wielkim krachu, my jednak tej opinii nie podzielamy). Zazdrościć tych snów to chyba nie ma co, ale inaczej, jeśli chodzi o ich realne otoczenie.

Otóż jeden z wielu żyjących miliarderów miewał sny o coraz to większych interesach. Ponieważ nie nadchodził czas ich realizacji, miliarder rozbudowywał swoje łóżko, tak, aby przynajmniej tam znajdywały swe spełnienie. Tak też z łóżka zrobiło się monstrualne łoże, z pierzynami jak góry, ogromnymi poduszkami, cieżkimi kocami i kilometrowymi prześcieradłami. Miliarder sypiał raz w jednym, raz w drugim końcu łoża. Przemieszczał się z jednego końca w drugi, załamaniami, pierzastymi tunelami, niemal jak w realnej krainie rzek i pagórków, ulic i chodników.

Jednym słowem, we śnie miliarder zbudował swe przyszłe - nieporównywalnie większe od realnego - biznesowe imperium. Były tam fabryki, gabinety, tysiące sklepów. Ulice nosiły nazwy miłe dla ucha miliardera. Była tam ulica Komputerów, Mennicy, Giełdy, Bankowa. Kiedy tak pewnej nocy miliarder przechadzał się właśnie po swym imperium, będąc u zbiegu ulic Mennicy i Komputerów i wyobrażając sobie swoją przyszłość, w jego sypialni zadzwonił telefon. Nim wygrzebał się spod niezliczonej liczby koców, poduszek i pierzyn, piskliwy dźwięk aparatu telefonicznego ucichł, a w duchu miliardera pozostał lęk, że być może spóźnił się i stracił okazję do zrobienia kolejnego interesu. Telefon bowiem ponownie nie zadzwonił. Wpatrując się w gwiaździste niebo, widoczne przez okno, gdy miliarder leżał w rogu swego łoża, doszedł do wniosku, że czas już sen wcielić w czyn. My oczywiście, jako postronni obserwatorzy, możemy wyrazić jedynie swój niepokój, czy aby miliarder zbudzony został nie za szybko.

Ufam, że Pan Roman Kluska wybaczy mi, że piszę żartobliwie o jego snach. A tu przecież nic nie jest żartem, a wszystko jak najbardziej poważną sprawą. Gdyby to, o czym mówi szef Optimusa, udało się zrealizować, być może wreszcie rynek informatyczny nad Wisłą nabrałby rumieńców. Problem jednak w tym czy pobudka, jaką zafundował Optimus pozostałym miliarderom, będzie wystarczająco skuteczna? Co będzie, jeśli smacznie chrapiąc, przewrócą się na drugi bok pozostali miliarderzy, dalej woląc śnić o swych interesach? Co bedzię - powtórzmy - jeśli szef Optimusa "obudził się za wcześnie?

To w sumie nie są nasze problemy. Ale tak już jest, że lubimy przyglądać się - wzdychając - miliarderom i marzymy choć o jednym małym jaśku z ich łoża. Źycząc więc kolorowych snów wszystkim miliarderom (i oczywiście ich spełnienia), nieskromnie przypomnę, że - jak to całkiem mądrze powiedział poeta - "życie to nie sen".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200