Nic do...

Nic do ubrania, nic do jedzenia...'', to była odpowiedź brata i moja, gdy rodzice próbowali sondować, jaki prezent chcielibyśmy na gwiazdkę. A było to w niełatwych przecież czasach, kiedy skromność domowych budżetów przemawiała właśnie za prezentami bardzo praktycznymi. I coś z tego zostało mi do dziś - gdy przeglądam czasem broszurki reklamowe kilogramami rzucane pod drzwi, szybko przebiegam strony z jedzeniem i strojami, by zwolnić dopiero przy części technicznej. I wcale nie dlatego, że czegoś z tej branży akurat mi potrzeba. Ot, taki odruch Psa Pawłowa.

Nic do ubrania, nic do jedzenia...'', to była odpowiedź brata i moja, gdy rodzice próbowali sondować, jaki prezent chcielibyśmy na gwiazdkę. A było to w niełatwych przecież czasach, kiedy skromność domowych budżetów przemawiała właśnie za prezentami bardzo praktycznymi. I coś z tego zostało mi do dziś - gdy przeglądam czasem broszurki reklamowe kilogramami rzucane pod drzwi, szybko przebiegam strony z jedzeniem i strojami, by zwolnić dopiero przy części technicznej. I wcale nie dlatego, że czegoś z tej branży akurat mi potrzeba. Ot, taki odruch Psa Pawłowa.

Pierwszą zabawką dającą się porównać z dzisiejszymi gadżetami elektronicznymi, jaką dostałem w dzieciństwie na gwiazdkę, był swoisty elektryczny nauczyciel i kontroler wiedzy w jednym: kartonowy pulpit z lampką pośrodku, cały pokryty siatką błyszczących metalowych główek. Nakładało się nań kartonowy arkusz z kratkami, każda z których miała otwór, przez który ukazywała się metalowa główka pulpitu. W kratkach po lewej znajdowały się pytania, po prawej zaś - inaczej rozmieszczone - odpowiedzi. Zabawa polegała na odnalezieniu poprawnej pary pytanie-odpowiedź przez dotykanie kolejnych główek dwoma wtyczkami, aż do zaświecenia lampki sygnalizującego sukces. Arkuszy było ileś tam, z najróżniejszych dziedzin. Po jakimś czasie znało się na pamięć nie tylko to, jakie kombinacje główek zapalają lampkę, ale również treść pytań i odpowiedzi. Myślę, że ta prosta wiedza z tamtych czasów służyła mi potem latami przy różnych okazjach.

Gdy ponad 20 lat od tamtego czasu kupowałem podobne urządzenie córce, czyniłem to z pewnym wzruszeniem, które dowodziło, jak ciągle ważny był dla mnie tamten prezent. Okazało się jednak, że nowe pokolenie woli odbijać biegającą po ekranie telewizora piłeczkę, niż wyszukiwać odpowiedzi na pytania przy pomocy kabelków i lampki.

W okresie gdy piszę te słowa, przez prasę, Internet, radio i telewizję przewalają się tysięczne porady z zakresu gwiazdkowej prezentologii. Większość jest mało oryginalna. Bywają jednak i ciekawostki, i kurioza. Z tych pierwszych jest długopis elektroniczny, który sam rejestruje, co pisze, umożliwiając przeniesienie tego potem do komputera. Oprócz tego potrafi tysiąc innych rzeczy, jak chociażby być kalkulatorem z klawiaturą narysowaną na papierze (wynik podaje głosem). Papier ten jednak musi być specjalny, z naniesioną nań siatką punktów, które służą urządzeniu do orientacji w przestrzeni kartki. Przydałoby mi się nawet coś takiego do moich kolejowych zapisków (te słowa też piszę w pociągu), ale nie jest tanie (ok. 100 USD), no i jeszcze ten specjalny papier... Być może ktoś pamięta jeszcze sprowadzaną kiedyś z NRD kwintesencję niemieckiej mieszczańskości, czyli ogrzewany elektrycznie duży papuć na dwie stopy dla siedzących murem przed telewizorem. Teraz zaś, jak twierdzą statystyki, ludzie uciekają od telewizorów do komputerów, więc zapewne uwzględniając to, Japończycy oferują papucie elektryczne (dwa, ale na wspólnej podeszwie) zasilane - jak na XXI wiek przystało - z portu USB komputera. Jeżeli komuś ciepła mało - mają jeszcze grzejącą podstawkę pod kubek, też na USB.

Jakieś amerykańskie badanie

planów zakupów gwiazdkowych wykazało, że 77% prezentów będzie tam w tym roku mieć jakiś związek z elektroniką. Chyba nie dotyczy to jednak ludzi naszej branży, bo z ankiety przeprowadzonej przez amerykańskiego brata naszego tygodnika wynika, że najwięcej, bo 21% czytelników wybierze tam prezent zdecydowanie nietechniczny (dopiero na drugim miejscu są urządzenia do komputera - 17%). Czyli - "nic do ubrania, nic do jedzenia, nic do komputera...".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200