Nabijanie dwutlenkiem węgla

Świat oszalał na punkcie emisji dwutlenku węgla. Co prawda, naukowcy nadal spierają się, czy jego poziom naprawdę się podnosi, czy jest to groźne dla klimatu oraz czy emisja wywoływana przez człowieka ma istotne znaczenie w tym zjawisku. Ale pozostawmy im te spory. Ważne, że w informatyce zapanowała moda na "zielone" i - realnie patrząc - czy nam się to podoba czy nie, musimy się z nią zmierzyć.

Ktoś wyliczył, że każde zapytanie w Google generuje 7 gramów dwutlenku węgla. Szkoda, że nikt nie policzył, ile gazu nie produkujemy korzystając z komputera i internetu. Przypomnę Czytelnikom, że kiedyś aby znaleźć pożyteczną informację, należało się udać do biblioteki. Czy to podróżując samochodem, czy to komunikacją miejską, czy to na rowerze albo idąc spacerem (a więc oddychając w przyspieszonym tempie), emitowaliśmy CO2.

Ale to nie wszystko. Żeby wydrukować zgromadzone tam książki, należało ściąć, przetransportować i przerobić na papier tysiące drzew. A następnie książki te przewieźć do księgarń, a stamtąd do bibliotek - po czym opisać je na fiszkach. Ale to nie wszystko - brak portali internetowych sprawiał, że ludzie znacznie chętniej kupowali (papierową) prasę. W czasach przed serwisami typu Gratka.pl czy Allegro.pl znaczną część lokalnej prasy stanowiły ogłoszenia drobne. Każde z nich drukowane było na kawałku drzewa, które od momentu ścięcia nie przerabiało dwutlenku węgla na tlen.

Myślę, że na naszych oczach wyrasta nowa gałąź przemysłu, którą roboczo nazwałbym nabijaniem dwutlenkiem węgla. Pierwszym krokiem jest wyrobienie w nas poczucia winy, że emitujemy ten gaz poprzez samo swoje istnienie, ale szczególnie przez korzystanie z osiągnięć cywilizacji. Drugim - zmuszenie nas, abyśmy policzyli swój footprint, oczywiście w sposób trywialny, tj. bez uwzględnienia alternatywnej emisji, która byłaby skutkiem rezygnacji z osiągnięć nowoczesnej technologii. Trzeci element to dofinansowanie rozmaitych "ekspertów", który doradzą nam, jak owego śladu się pozbyć albo przynajmniej uciszyć wyrzuty sumienia. Myślę, że wkrótce wprowadzą obowiązkowe szkolenia programistów i będą uczyć, jak pisać zapytania SQL, żeby zmniejszały emisję gazów cieplarnianych.

Jest parę rzeczy, których nie rozumiem w informatyce. Jedną z nich jest fakt, że skądinąd racjonalni i bystrzy inżynierowie dają się bezwstydnie nabijać dwutlenkiem węgla.

PS. A ja i tak uważam, że najlepszy użytek z prądu i związanej z nim emisji CO2 robią nie Google, nie Microsoft, tylko Brian May, Eddie van Halen i Steve Vai wycinając na gitarze elektrycznej takie kawałki, że mózg staje w poprzek.

Nabijanie dwutlenkiem węgla
W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200