Na złom

Bywają postaci, które, raz ujrzane, zapadają w pamięć na zawsze. I tak widzę do dziś plecy tego człowieka, stojącego przy długiej tokarce, na jednej nodze własnej i drugiej - od kolana w dół - drewnianej.

Bywają postaci, które, raz ujrzane, zapadają w pamięć na zawsze. I tak widzę do dziś plecy tego człowieka, stojącego przy długiej tokarce, na jednej nodze własnej i drugiej - od kolana w dół - drewnianej.

Baliśmy się go, to znaczy brat i ja, bardzo, bo nas zwyczajnie nim straszono, zapewne po to, byśmy nie kręcili się po hali warsztatowej, między pracującymi maszynami. No i działało - ilekroć ON tam stał, nie przekraczaliśmy nawet progu.

Działało nawet za dobrze, bo i później, gdy po sąsiedzku, piętro wyżej mieszkał człowiek, którego protezy nogi widać co prawda nie było, ale wystarczało, że dało się słyszeć jej charakterystyczne, rytmiczne skrzypienie i stukot laski - już nas nie było.

Po latach dopiero, gdy przeszkolony na brytyjskich kursach i wzorcach, już w domu próbowałem włączyć osoby o pewnych, stosunkowo niewielkich ograniczeniach funkcjonalności motorycznej (mam nadzieję, że sformułowaniem tym nie tworzę jakiejś pseudonaukowej nowomowy!) do zespołów, którymi kierowałem, zderzyłem się z barierą stosowanych u nas reguł medycznych i z problemem akceptacji przez resztę zespołu.

Reguły te, które - jak się okazało - nigdzie nie były spisane, a tkwiły w samej mentalności orzekających medyków, istotnie ograniczały, by nie rzec - uniemożliwiały, zatrudnianie takich osób przy np. obsłudze operatorskiej komputerów. W efekcie - po długich dyskusjach z lekarzami i szefami - raz mi się powiodło, drugi raz przegrałem.

W tym udanym przypadku okazało się, że mimo pewnych niesprawności, ludzie nimi dotknięci potrafią wypracować sobie cały repertuar własnych sposobów szybkiego poruszania się, chwytania przedmiotów i bezbłędnego wykonywania czynności wymagających sporej precyzji ruchów. Ambicja zaś i przemożna chęć dorównania innym, czynią z nich pełnowartościowych pracowników.

A przykład brytyjski, to nie tylko - wyjątkowy przecież - przypadek prof. Stephena Hawkinga, ale i wysoka średnia ogólna. Nie inaczej jest w sąsiedniej Irlandii. Ilekroć tam jestem, w centrali naszego właściciela, a właściwie w tamtejszej stołówce pracowniczej, w porze obiadowej, nie mogę wyjść z podziwu, ileż w tym obiadowym tłumie osób na wózkach i z niesprawnościami, które u nas uznano by za dyskwalifikujące jeszcze przed przyjęciem do pracy. I nie jest tak, że grupa tych osób trzyma się jakoś razem ze sobą - wprost przeciwnie: widać, że każdy z nich jest pełnoprawnym członkiem jakiejś małej, bankowej społeczności.

Sporo pośród nich informatyków, a sztandarowym przykładem jest kolega, któremu całkowity brak wzroku nie przeszkadza w kierowaniu (!) pracą jednego z zespołów zajmujących się hurtownią danych.

Bywa on też często na seminariach i konferencjach, gdzie robi notatki stukając w klawiaturę swego specjalnego komputera bez ekranu, który cały właściwie jest tylko klawiaturą, do której podłącza kabelek miniaturowej słuchawki, zapewniającej mu kontakt z całym tym urządzeniem.

Gdy zajrzeć do Internetu, oferta różnych urządzeń technicznych mających ułatwić osobom niepełnosprawnym zwyczajne funkcjonowanie i kontakt z informacją jest w Polsce bardzo bogata. Dość często jednak bywam w siedzibach różnych firm, na konferencjach i seminariach i jakoś nie widziałem dotąd, by był tam ktoś np. na wózku. W wielu zresztą miejscach nie byłoby nawet gdzie takiego wózka postawić tak, by nie blokował przejść.

I nie dziwota, bo jak ktoś ma tam na wózku dojechać, skoro nawet w spokojnym skądinąd bloku, gdzie mieszkam, w Wielką Sobotę, na niedługo przed północą, ktoś wyrwał ze ściany składany podjazd dla wózków inwalidzkich. Podjazd był w zasadzie drewniany, ale na metalowej ramie. I to ona właśnie była potrzebna złodziejom. Na złom.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200