Na kłopoty - Internet!

Listy nadchodzą na mój internetowy adres różne. Przyznaję - od niektórych nadawczyń i nadawców listów nie otwieram, co równoznaczne jest z nieczytaniem, bo jeśli osoba dana przez lata nie potrafi napisać nic ważnego, nic interesującego, nic mądrego, nic humorystycznego, to trudno bez końca pokładać w niej nadzieję, tym bardziej że tyle nowych osobowości ciągle się wokoło pojawia.

Listy nadchodzą na mój internetowy adres różne. Przyznaję - od niektórych nadawczyń i nadawców listów nie otwieram, co równoznaczne jest z nieczytaniem, bo jeśli osoba dana przez lata nie potrafi napisać nic ważnego, nic interesującego, nic mądrego, nic humorystycznego, to trudno bez końca pokładać w niej nadzieję, tym bardziej że tyle nowych osobowości ciągle się wokoło pojawia.

Niestety, problem ten dotyczy mej służbowej i prywatnej również korespondencji, a nad tą ostatnią szczególnie ubolewam. Ale i tak dobrze, że nie pracuję w internetowej poradni złamanych serc, bo nie wiem, co bym zrobił, autentycznie nie wiem, wiedząc, że ludzie serca łamią sobie sami i to jest im trudno wytłumaczyć, niestety. Najczęściej - wbrew pozorom - przez brak odwagi i honoru łamią sobie serca, tracą przy tym głowę i weź tu poradź na taką wymówkę.

Lubię za to listy konkretne. Dla przykładu list pewien zacytuję we fragmentach, nad którym zresztą odbyła się swego czasu ożywiona dyskusja w gronie mych znajomych, gdy siedzieliś-my nie gdzie indziej, a na dachu, a z każdej strony tego dachu szumiało morze. Był też na dachu przenośny komputer i był na dachu Internet. "Na stronie internetowej magazynu Piwosz Bezalkoholowy www.piwosz.com.pl (słaby serwis jednogłośnie oceniliśmy, choć tytuł magazynu brzmiał zachęcająco) działa serwis informacyjny o piwie i browarach. Źródłem informacji są głównie polskie browary i dziennikarze prasy ekonomicznej piszący o piwie. (Uznaliśmy, że być może dlatego serwis nie powala na kolana, ponieważ dziennikarze ekonomiczni zbyt dużo uwagi przywiązują do cen piwa.) Piwosz Bezalkoholowy jest magazynem konsumentów piwa w Polsce. (Najprawdopodobniej jest to najbardziej popularny magazyn w Polsce, po, oczywiście, no oczywiście po żeglarzach pływających pewną łódką.) Pismo jest, z przymrużeniem oka, wydawane w Krakowie. (Gdzie by indziej, skoro woda w Bałtyku święcona jest w Krakowie i nie trzeba tu żadnego przymrużenia.) Narodziło się jako spontaniczna reakcja na zakaz reklamy piwa i inne zakazy... (Czyżby chodziło o to, że z piwem nie można chodzić po parku.) Dziennikarze Piwosza, póki co bezskutecznie, starają się przeprowadzić wywiad z Szefem Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. (Usiłowaliśmy w gronie znajomych zestawić listę ewentualnych pytań, ale poza pytaniem, które piwo pan najbardziej lubi, nic nikomu do głowy nie wpadło.) Piwosze z Krakowa (pamiętamy, pamiętamy, w Krakowie można zostać piwoszem) czekają również na odpowiedź Ministra Finansów. W styczniu ministerstwo bez zapowiedzi podniosło o ponad 20% akcyzę dla najmniejszych, produkujących do 200 tysięcy hektolitrów piwa browarów. (W tym momencie wszyscy chwyciliśmy za kufle, wypijając zdrowie największych.) Decyzja ta jest sprzeczna z dyrektywami Unii Europejskiej. (Czyżbyśmy chcąc zawitać w Unii jeszcze za mało pili piwa?) Urzędnicy nie zamierzają skorygować swoich decyzji, a tymczasem minibrowary stają na pograniczu bankructwa". (Dobrze, że to na razie jest szeroko rozumiane pogranicze, a nie konkretna granica.)

Piwa mieliśmy jeszcze spory zapas, bo rzecz działa się na dachu luksusowego hotelu, wyposażonego w luksusowy bar (morze bujało z każdej strony), dlatego jakoś łza się nam nie kręciła na myśl o minibrowarach, również dlatego że piwo z rodzimych minibrowarów w rankingu cenowym z całą pewnością by zwyciężyło, ale nie jest wykluczone, że mogłoby być za piwo nie uznane. Piwa mieliśmy więc pod dostatkiem i końcówkę listu czytaliśmy: "Wydawca Piwosza uruchamia w czerwcu kolejny serwis informacyjny o branży napojów. Przygotowywana jest również nowa internetowa gazeta dla obiboków, lujów i moczymord, o uroczym tytule - Birbant".

Wieczór upłynął nam na dyskusji nie o klubie złamanych serc bynajmniej, a o niezmierzonych możliwościach Internetu. No i wszyscy czekamy na tę gazetę dla obiboków wprawdzie tylko, dla pocieszenia przegranego szczęścia w życiu i posklejania złamanego serca. Na kłopoty - Internet! (Z przymrużeniem oka, rzecz jasna.)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200