Maszyneria

Czasami nazewnictwo informatyczne jest zbyt wirtualne w stosunku do pojmowalnej przez użytkowników rzeczywistości. Kto ponosi za to winę? Jak zwykle, prawda leży gdzieś po środku.

Czasami nazewnictwo informatyczne jest zbyt wirtualne w stosunku do pojmowalnej przez użytkowników rzeczywistości. Kto ponosi za to winę? Jak zwykle, prawda leży gdzieś po środku.

"Lokalny, przyłaź tu natychmiast" - w telefonie odezwał się niezbyt litościwie brzmiący głos Szefa. Z duszą na ramieniu Lokalny Informatyk pognał w te pędy do Dyrektorskich gabinetów. "Co wyście znowu porobili z tymi komputerami" - inwokacja Szefa była krótka i wszystko mówiąca: coś we wdrożonej technologii nie zadziałało jak trzeba. Dyrekcja zwykła przez "wyście" tytułować Lokalnego, wszystkich kooperujących z nim informatyków, jak również całe osobowe zaplecze informatyki świata, ze wszystkimi tymi Gatesami, Jobsami i innymi włącznie.

Dyrekcji było zupełnie obojętne, jaki status społeczny, zawodowy i finansowy reprezentują tytułowani tak ludzie. Dla Dyrekcyjnych umysłów Gates jest tylko jednym z tych nieudaczników od komputerów, jakich wszędzie pełno się plącze. Nie trafia do przekonania Dyrekcji potęga imperium Gatesa, misyjność Linusa czy legenda Jobsa - oni wszyscy to po prostu "cieniasy od komputerów". Dyrekcyjny świat kręci się wokół własnych problemów, jakimi są: wyszukiwanie coraz bardziej egzotycznych wycieczek oraz dyskusje nad wyższością samochodów marki mercedes i bmw.

Lokalny Informatyk prywatnie uważa, że przyznawanie się do tych marek samochodów, nawet w ich najdroższych wydaniach to trochę "buractwo", zważywszy kto u nas jeździ nieco przechodzonymi modelami tych firm. Według Lokalnego, każda dyrekcja domagająca się szacunku powinna wybierać luksusowe modele samochodów raczej rodem z Japonii. Jako przeciwwagę należy podać, że aby w pełni realizować Dyrekcyjne mniemanie o informatykach, wszyscy oni powinni być rudzi i nosić okulary.

Wracając do rzeczywistych powodów wizyty Lokalnego w gabinecie Szefa, to okazało się, że strona internetowa nie może w pełni się zaprezentować, gdyż brak było zainstalowanej wirtualnej maszyny Javy. "Jakiej znowu maszyny?! Żadnego złomu tu nie było i nie będzie!" - pieklił się Szef, gdy usłyszał wyjaśnienia. "Maszyny wirtualnej, to znaczy nie rzeczywistej, a takiej niby maszyny w komputerze" - starał się załagodzić sprawę Lokalny. "I nic to nie kosztuje, i miejsca nie zajmuje" - dodał w celu ukojenia nerwów Szefa.

Być może nazwa "maszyna" nie jest zbyt trafna dla oprogramowania, bo za bardzo kojarzy się ze sprzętem. Poza tym, dla wielu prawdziwa maszyna to tylko bmw albo mercedes.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200