Mania eksponencjalna

Wśród licznej korespondencji (uwielbiam dostawać listy) znalazło się ostatnio i takie zawiadomienie: ''Chcialabym w imieniu autorow serwisu Bannermania (http://www.bannermania.nom.pl) zaproponowac Panstwu promocje Waszego serwisu WWW poprzez emisje banerow. Zwracam sie do Panstwa z pytaniem do kogo nalezy skierowac wspomniana propozycje''.

Wśród licznej korespondencji (uwielbiam dostawać listy) znalazło się ostatnio i takie zawiadomienie: ''Chcialabym w imieniu autorow serwisu Bannermania (http://www.bannermania.nom.pl) zaproponowac Panstwu promocje Waszego serwisu WWW poprzez emisje banerow. Zwracam sie do Panstwa z pytaniem do kogo nalezy skierowac wspomniana propozycje''.

Owszem, stronę WWW mam, ale nigdy nie zamierzałem jej reklamować. Raczej przeciwnie: uważam, że zbyt duży ruch na mojej stronie jest niewskazany, bo ma ona służyć pomocy i rozrywce, nie zaś docieraniu do szerokich mas. A transparenty jakoś źle mi się kojarzą...

Z ciekawości zajrzałem jednak na strony serwisu. Liczne ciasteczka podkładane przez system (Wielki Brat patrzy?) zawiesiły mi Netszkapę. Zdążyłem jednak wyczytać takie oto ładne, polskie zdania:

"...w kategorii na najwyższą ilość odsłon reklam na swoich stronach, oraz w kategorii na najwyższą ilość kliknięć..." oraz "Z pośród zwycięzców miesięcznych edycji konkursu...".

Uff, wiedzą Państwo jak lubię polski język komputerowy, oj lubię! Nie zamierzam jednak walczyć z wiatrakami: jak ktoś chce kaleczyć język publicznie, to niech sobie kaleczy. Zły pieniądz i tak wyprze dobry. Tylko dlaczego ma się to nazywać "reklamą"?!

Zacząłem zastanawiać się, jak to jest właściwie z reklamami umieszczanymi na sieci. Druga Strona (radzę tam zajrzeć, jeśli jeszcze Państwo tego nie zrobili:http://www.apple.com.pl/kuba) ma około 500 odwiedzin miesięcznie, przy czym liczba ta jest w miarę stała. Nie reklamuję się na innych stronach, zresztą nie miałbym gdzie. Ot, prawdopodobnie mam nieco wiernych przyjaciół, którzy zaglądają, aby przeczytać cotygodniowy felieton, czasami zaś zadać pytanie (odpowiadam na wszystkie, choć nie zawsze mam czas umieszczać odpowiedzi na stronie, szczególnie jeśli dotyczą one egzotycznych problemów).

Mój syn zrobił swego czasu odlotową stronę na darmowym serwerze:http://www.geocities.com/SoHo/6440/ . Przez pierwszy miesiąc ekscytował się powoli rosnącą liczbą odwiedzin. Potem zapomniał o sprawdzaniu licznika. Jakież było jego zdumienie, gdy po roku stwierdził ponad milion trafień!

Jak się dobrze zastanowić, to nie ma w tym nic dziwnego. Po prostu GeoCities umieszczają na każdej stronie reklamy innych stron z tego samego serwera. Reguła umieszczania jest prosta: im więcej masz odwiedzin, tym więcej twoich reklam pojawi się na stronach innych, a zatem więcej ludzi odwiedzi cię. Typowy wzrost eksponencjalny, rozkręcający się coraz szybciej i szybciej.

Dla potencjalnych klientów serwisów reklamowych pozostaje pytanie: kto tak naprawdę zarabia na reklamach, pojawiających się w sposób nie kontrolowany na ich stronach, oraz czy zaśmiecanie własnej strony reklamami innych rzeczywiście przynosi korzyści. Tym bardziej że odwiedziny niczego nie oznaczają, a już na pewno migający transparent nie jest skuteczny, gdy denerwuje gości.

Myślę, że po okresie fascynacji rynkiem milionów klientów na sieci, którzy sami pchają się w objęcia reklamożerców, nastąpi faza zmniejszonego zainteresowania tą formą propagandy. Ostatecznie liczy się efekt końcowy, a ten dla wielu potencjalnych klientów wcale nie jest oczywisty. Chyba że ktoś udowodni zależność między liczbą odwiedzin strony a efektem rynkowym. Ano poczekamy, zobaczymy...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200