Make love not war

Serwisy informacyjne doniosły, że Microsoft rozpoczął otwartą wojnę z Linuxem, finansując reklamy, w których stara się przekonać nie tyle, że jego systemy są dobre, ile że Linux jest zły. Środowisko open source nie pozostaje mu dłużne, uprawiając coraz silniejszy i coraz skuteczniejszy lobbing w celu szerokiego zastosowania tego typu systemów w jednostkach publicznych.

Serwisy informacyjne doniosły, że Microsoft rozpoczął otwartą wojnę z Linuxem, finansując reklamy, w których stara się przekonać nie tyle, że jego systemy są dobre, ile że Linux jest zły. Środowisko open source nie pozostaje mu dłużne, uprawiając coraz silniejszy i coraz skuteczniejszy lobbing w celu szerokiego zastosowania tego typu systemów w jednostkach publicznych.

Nic mnie tak nie boli, jak irracjonalne postępowanie. Microsoft zachowuje się jak skrzywdzona primadonna, zaś linuxowcy nadal więcej uwagi kierują w stronę efektownych symboli niż jakości rozwiązań. Wszystko to sprawia, że para idzie w gwizdek i - prawdę mówiąc - mam tej sytuacji serdecznie dosyć.

A w informatyce jest przecież tyle do zrobienia! Dlaczego np. do tej pory nie ma produktu, który pozwalałby na bezpieczną autoryzację stacji roboczych Windows w serwerach Linux i vice versa? Dlaczego nadal pod Linuxem nie ma przyjaznych narzędzi programistycznych, które pozwoliłyby na łatwe budowanie serwisów sieciowych opartych na standardach SOAP i UDDI? Dlaczego prace nad platformą .Net przebiegają w oderwaniu od tego, nad czym jednocześnie pracuje W3C, skoro badania prowadzone są w tym samym obszarze? Dlaczego platformy integracyjne z tzw. legacy systems są robione przez firmy trzecie, skoro ich właśnie potrzebują korporacje, by zarządzać rozwiązaniami wielkoskalowymi? Dlaczego w obszarze bezpieczeństwa oba środowiska koncentrują się na wytykaniu sobie błędów, zamiast zastanowić się razem, jak sprawić, by w Internecie było bezpieczniej?

Proszę mnie nie przekonywać, że Microsoft chce tylko ukraść rozwiązanie, po czym "wykosić" konkurencję. Proszę mnie nie przekonywać, że open source nie jest w stanie dostarczać dobrych produktów, na czas i wedle oczekiwań klientów. Może by - że też nikt na to dotychczas nie wpadł - po prostu zapomnieć o wszystkich żalach i zarzutach, zrezygnować z myślenia i przeszłości i skupić się na tym, co można by zrobić? Kadra zarządzająca amerykańskich przedsiębiorstw, a także ojcowie-założyciele ruchu open source (np. Richard Stallman) to pokolenie hipisów. Niechaj przypomną sobie hasło: make love not war, które skandowali jako młodzież!

Do tego potrzeba zupełnie nowego spojrzenia i przekroczenia bariery mentalnej. Środowisko open source musi wreszcie zrozumieć, że odbiorca biznesowy patrzy na argumenty merytoryczne, czyli jakość i cenę dostarczonych rozwiązań. Powinien więcej uwagi poświęcić wartości dodanej, jaką niosą jego rozwiązania - a więc ich funkcjonalności, integrowalności, przyjazności dla użytkowników. Microsoft jest ważnym i potrzebnym graczem. Gdyby go wyeliminować lub zakrzyczeć, cała informatyka zubożałaby. Firma ta musi dokonać jednak rzeczy znacznie trudniejszej: porzucić marzenia o totalnej dominacji i przyjąć do wiadomości, że powinna konkurencję traktować na zasadach partnerskich. Nade wszystko ma zaś zaprzestać praktyk poniżej pasa, takich jak ukrywanie części API systemów operacyjnych tylko do użytku własnych aplikacji i wprowadzania w te systemy rozwiązań jawnie wymierzonych przeciwko aplikacjom konkurencji. Microsoft, jak chce, potrafi to robić, czego dowodem jest owocna i przynosząca korzyści obu stronom współpraca z Intelem czy firmą Symantec.

Często jestem pytany, po której właściwie jestem stronie, bo najpierw piszę pozytywny tekst na temat open source w biznesie, a zaraz potem materiał instruktażowy do produktów Microsoftu. Oto odpowiedź na to pytanie: jestem po stronie klienta i korzyści biznesowych, które przynoszą rozwiązania informatyczne. Będę wspierał każdą firmę lub ruch, który daje tę wartość.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200