Kryzys trwa, winnego już mamy

We wtorek, 18 marca, pol-ska, internetowa edycja szacownego dziennika finansowego przyniosła artykuł dowodzący konieczności wspomagania przez państwo banków w kłopotach, czego wzorcowym i wzorowym przykładem był ten dotyczący amerykańskiego Bear Stearns.

We wtorek, 18 marca, pol-ska, internetowa edycja szacownego dziennika finansowego przyniosła artykuł dowodzący konieczności wspomagania przez państwo banków w kłopotach, czego wzorcowym i wzorowym przykładem był ten dotyczący amerykańskiego Bear Stearns.

Realia zaś były takie, że już dzień wcześniej w świat poszła wiadomość, że został on przejęty przez inny (zapewne wraz z do-piero co uzyskaną pomocą państwa) za 10% wartości jaką miał trzy dni wcześniej albo za jedną czwartą wartości jego nowojorskiej siedziby.

Nie chodzi w tym o to, że nawet Internet nie nadąża za rozwojem kryzysowych wydarzeń, lecz że nawet dobrzy fachowcy gubią się w całym tym zamieszaniu i uciekają w okrągłe teksty, dające za przykład to, co już się wydarzyło, zamiast podjęcia próby nakreślenia jakichś scenariuszy rozwoju sytuacji. Być może jednak w obecnych realiach jest to tak trudne, że niewykonalne.

W innym, równie poważnym artykule, na ten sam kryzysowy temat, pośród dywagacji dotyczących jego przyczyn i implikacji pojawia się nagle, i to kilka razy, sformułowanie o jego potencjalnym wpływie na "prawdziwą gospodarkę". Sugeruje to, że - dla odmiany - dziedzina finansów i związane z nią mechanizmy sterowania gospodarką poprzez regulacje podaży pieniądza, są tylko umowną, sztuczną nadbudową, na tej prawdziwej gospodarce pasożytującą.

Jest w tym zapewne spora doza racji, szczególnie gdy uwzględnić inną jeszcze opinię wskazującą, że aby w USA prowadzić samochód, trzeba zdać stosowny egzamin, nikt tam natomiast nie pyta o kwalifikacje osób zajmujących się sprzedażą kredytów hipotecznych. A ktoś jeszcze inny dodaje, że banki świadomie pozbywały się fachowców od tych kredytów i zastępowały ich sprzedawcami, dla których pojęcie ryzyka oznaczało, co najwyżej, utratę ich prowizyjnych dochodów. Ktoś inny znowu zwraca uwagę na silne przesłanki irracjonalne w podejmowaniu decyzji przez ludzi, i to po obu stronach: tych, co kredyty dają i tych, co je biorą.

Nie zabrakło i opinii, że obecny szef rezerwy federalnej Ben Bernanke jest obciążony w myśleniu akademicką przeszłością i przez to mało elastyczny, a stąd już niedaleko było do obwiniania i jego poprzednika, Alana Greenspana.

No to odezwał się i on sam. Oszczędnie w słowach, jak to Greenspan, że może modele oceny ryzyka, które przyjęliśmy stosować, nie były najlepsze, a solidnej rewizji wymagać będą również zasady, nie do końca jeszcze w bankach wdrożonej, tzw. Nowej Umowy Kapitałowej.

Greenspan powiedział jedno, a zrobiono z tego drugie tłumacząc, że tworzenie matematycznych modeli ryzyka powierzono (zbyt) młodym adeptom tej trudnej sztuki, bo tylko oni wystarczająco znają się na komputerach, które są niezbędne, aby te modele w sensownym czasie przeliczyć. Na komputerach się znali, ale żyli zbyt krótko, by mieć wystarczające doświadczenie i niezbędną intuicję (pierwiastek irracjonalny?).

Podobnie zresztą można ocenić mechanizmy stojące za wspomnianą Nową Umową Kapitałową: główny jej sens polega na wykorzystaniu złożonego aparatu informatycznego (bez którego w ogóle by jej nie było) w tym tylko celu, aby w miarę bezpiecznie poruszać się po samej krawędzi ryzyka i mimo wszystko nie spaść w przepaść. A jak komuś jednak to się przydarzy, winny już jest: komputery!

A może przydałoby się przystanąć na chwilę w tym szalonym wyścigu do przepaści, bo chyba wcale nie jesteśmy tacy mądrzy, jak to się nam wydaje. Tylko wcześniej trzeba zdjąć z naszych oczu przesłaniające nam świat bielmo nieokiełznanej niczym chciwości, pierwotnej przyczyny całego tego zamieszania.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200