Komputerarium

Wreszcie stało się to, czego można było oczekiwać od dawna. Rodzina dyskretnie, acz w zdecydowany sposób, zasugerowała, abym obejrzał Dzień Świra. W tym celu sprokurowano odpowiednie, krajowe DVD. Początkowo broniłem się niemożnością odtwarzania płyt z kodem regionalnym 2 na standardowych urządzeniach sprzedawanych w USA, wykonując odpowiednią demonstrację poprzez włożenie płyty, co skutkowało czerwonym napisem na ekranie. Niestety, edukacja moich dzieci okazała się dobra i wszechstronna - polecono mi obejrzenie filmu na komputerze. Na nic zdało się zasłanianie jedynie pięciokrotną możliwością zmiany kodu przed ostatecznym jego utrwaleniem. Szybkie przeszukanie sieci wykazało, że oprócz ogólnych stron, gdzie opisano, jak załatać wbudowane oprogramowanie odtwarzaczy, tak aby można było przełączać ich kody w nieskończoność ( http://www.rpc1.org ), znalazły się i takie zajmujące się dokładnie tym modelem DVD-R, który mam w swoim maku ( http://pioneerdvd.firmware-flash.com ).

Wreszcie stało się to, czego można było oczekiwać od dawna. Rodzina dyskretnie, acz w zdecydowany sposób, zasugerowała, abym obejrzał Dzień Świra. W tym celu sprokurowano odpowiednie, krajowe DVD. Początkowo broniłem się niemożnością odtwarzania płyt z kodem regionalnym 2 na standardowych urządzeniach sprzedawanych w USA, wykonując odpowiednią demonstrację poprzez włożenie płyty, co skutkowało czerwonym napisem na ekranie. Niestety, edukacja moich dzieci okazała się dobra i wszechstronna - polecono mi obejrzenie filmu na komputerze. Na nic zdało się zasłanianie jedynie pięciokrotną możliwością zmiany kodu przed ostatecznym jego utrwaleniem. Szybkie przeszukanie sieci wykazało, że oprócz ogólnych stron, gdzie opisano, jak załatać wbudowane oprogramowanie odtwarzaczy, tak aby można było przełączać ich kody w nieskończoność (http://www.rpc1.org ), znalazły się i takie zajmujące się dokładnie tym modelem DVD-R, który mam w swoim maku (http://pioneerdvd.firmware-flash.com ).

Po załataniu nic już nie stało na przeszkodzie, abym obejrzał wspomniany film. Muszę się przyznać, że zawiera on zdecydowaną lukę, świadczącą o niskim stopniu skomputeryzowania polskich artystów. Jest przecież oczywiste, że po wykonaniu porannych oblucji z odliczaniem do siedmiu (ja osobiście preferuję liczbę trzy, ale pewnie jestem minimalistą), co najmniej połowa społeczeństwa zasiadłaby do komputera. Wtedy dopiero zaczęłoby się! Nie wiem jak Państwo, ale ja mam stały rytuał otwierania pewnych programów w ściśle określonej kolejności. A więc zaczynam od arkusza w Excelu, gdzie wpisuję aktualną wagę, oczywiście zmierzoną przed śniadaniem, ale już po... no wiedzą Państwo, po czym człowiek rano staje się lżejszy. Arkusz ma oczywiście automatyczne wyświetlanie wykresu wagi. Następnie wyłączam Excela i włączam pierwszy program pocztowy, po czym sprawdzam w trybie POP listy otrzymywane na adres domowy.

Tu niestety rytuał zwykle ulega przerwaniu, bo są dni, kiedy poza reklamami nie otrzymuję żadnych przesyłek, na które mógłbym odpowiedzieć. Wtedy przynajmniej raportuję je do policjanta spamowego (http://spamcop.net). Odpowiedzi staram się wysyłać natychmiast, po czym bez chwili wahania wyłączam program, choć komputer ma 1 GB pamięci RAM i mógłbym go trzymać otwarty cały czas. Otwieram zaś inny program, w którym sprawdzam w trybie IMAP pocztę z pracy. W każdym z programów oraz w przeglądarce pracowicie ustawiam okienka, tak aby ich lewy górny róg znajdował się w odległości mniej więcej pół palca od krawędzi ekranu, zaś kolejne okienka były nieco, ale zważcie Państwo, tylko nieco przesunięte ukośnie w prawo w dół. Z uporem godnym lepszej sprawy wszystkie niepotrzebne pliczki-załączniczki umieszczam w koszu, który natychmiast opróżniam. Proszę wyobrazić sobie cierpienie, gdy czasami system nie pozwala czegoś usunąć bez wznowienia pracy i kosz pozostaje napęczniały. Mój dzień jest już zmarnowany.

Nie wspomnę tutaj o nieodpartej potrzebie czyszczenia klawiatury, myszy oraz monitora, gdyż mieszczą się one w innej jednostce chorobowej. Ale układanie kabelków oraz ustawianie "pod linijkę" urządzeń peryferyjnych z pewnością należy do mojego repertuaru komputerowego. Ja po prostu czuję ból, fizyczny ból, gdy widzę poplątane kable. Można to nazywać zachowaniem obsesyjnym, ale przecież poplątane kable są jak poplątane życie, nie można do tego dopuścić. Mogą sobie Państwo wyobrazić, jak cierpię, gdy przychodzi mi pracować na cudzym komputerze. Przyznam się, że prawie nigdy nie mogę powstrzymać się od równego układania okienek kolejno otwieranych katalogów. Cóż, taka już jest moja natura. Całe szczęście, że robię to szybko i sprawnie.

Akwarium i terrarium służą do przechowywania dziwnych stworów morskich i lądowych. A gdzie przechowuje się maniaków komputerowych? Przecież nie w komputerach. Proponuję takie miejsce nazywać komputerarium.

Za pomocą odpowiednich programów, jak Timbuktu (http://www.netopia.com/en-us/software/products/tb2/index.html ), można by dokładnie badać nasze zachowania.

Mogę dać przykład, jeśli ktoś ma ochotę poobserwować...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200