Kłamstwa, wierutne kłamstwa i...

Co zajrzę na jakąś stronę internetową, znajduję tam ankietę. O sporcie, o polityce, o komputerach, o piwie... jest nawet specjalny serwis (Sonda.pl), który pozwala własne sondy stworzyć i umieścić na swojej stronie.

Co zajrzę na jakąś stronę internetową, znajduję tam ankietę. O sporcie, o polityce, o komputerach, o piwie... jest nawet specjalny serwis (Sonda.pl), który pozwala własne sondy stworzyć i umieścić na swojej stronie.

Na najciekawszą natknąłem się na jednej z grup USENET. Otóż pewna pani robi doktorat z zachowań seksualnych polskich kobiet. Pisze we wstępie do ankiety: W swojej pracy chciałabym przedstawić profil seksualny żeńskiej części społeczeństwa (...). Jako zagorzała entuzjastka Internetu, postanowiłam zebrać niezbędne mi materiały za pomocą sieci. Po czym następuje seria pytań skierowanych do pań, z których pytanie: Jakie metody antykoncepcyjne stosujesz? - należy do najmniej intymnych.

Muszę powiedzieć, że dawno nic w Internecie mnie tak nie przygnębiło. Absolutnie nie ze względu na treść ankiety, ale na fakt, że jest ona pogwałceniem zasad rzetelnego zbierania danych, które wbito mi do głowy podczas nauki. Po pierwsze, w Internecie nie ma żadnej pewności, że respondentka określająca siebie jako dwudziestoletnia Joanna nie jest naprawdę czterdziestopięcioletnim Stefanem. Po drugie, rozciąganie wniosków zebranych na internautkach na całą żeńską część społeczeństwa to nadużycie, bo nadal w Internecie dominują kobiety z dużych miast, młode, dobrze wykształcone i zarabiające. Po trzecie, w ankiecie brak pytań sprawdzających spójność odpowiedzi respondenta, które stanowią podstawę do weryfikacji wyników. I najważniejsze: większość ludzi używa konta z imieniem i nazwiskiem, niekoniecznie więc szczerze odpowie na naprawdę wnikliwe pytania ankiety. Tym bardziej że wysyłając odpowiedź, ryzykuje, iż buduje jednocześnie swój najbardziej intymny "profil preferencji" w jakiejś bazie danych - bazie, która może posłużyć do różnych rzeczy, wcale nie związanych z nauką.

Najsmutniejszy zaś jest fakt, że autorka ankiety musi mieć opiekuna swojego doktoratu, który powinien był uświadomić jej to wszystko, co napisałem powyżej. Ale ten albo nie interesuje się doktoratem robionym pod jego kierunkiem, albo sam nie wie, jak robić badania. Może być więc tak, że za kilka lat polska nauka będzie miała obroniony doktorat na podstawie danych, których wiarygodność jest w stanie podważyć średnio bystry licealista.

Napisałem o tym wszystkim do autorki ankiety. Odpowiedź jej jest bardzo ciekawa, streszcza się bowiem w zdaniu: "To prawda, ale moje dane i tak będą dobre. Cóż, pozazdrościć..."

Powiedzą Państwo, że świat jest pełen niewiarygodnych statystyk i nie ma co załamywać nad tym rąk. Opowiem więc hipotetyczny ciąg dalszy tej historii. Jako że temat jest "z pieprzykiem", ochoczo rzuci się na niego prasa kolorowa. Czytelniczki Tiny i Claudii dowiedzą się z artykułu powołującego się na badania naukowe, że statystyczna Polka w "tych sprawach" zachowuje się zupełnie inaczej niż ona sama. Pomyślą: O Boże, czy ja jestem normalna? - i frustracja gotowa. A wszystko dlatego że doktorantka i jej profesor za bardzo fascynują się Internetem, a za mało statystyką.

Jak widać, Internet daje zupełnie nowe pole do nadużyć. Parafrazując Marka Twaina - istnieją kłamstwa, wierutne kłamstwa i ankiety internetowe. Szkoda, że przy każdej z nich nie ma takiej klauzuli, jak w serwisie Computerworlda i kilku innych: Wyniki powyższych sondaży odzwierciedlają zdanie tylko tych użytkowników Internetu, którzy chcieli wziąć w nich udział. Wyniki te nie mogą być traktowane jako miarodajne odzwierciedlenie poglądów użytkowników Internetu lub opinii publicznej.

No, ale tam zaglądają ludzie, których w szkole nauczono kilku fundamentalnych zasad rządzących pomiarami.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200