Jak wyjść na swoje

Jedną z głównych tak zwanych miękkich umiejętności jest przekonywanie ludzi z otoczenia do swoich koncepcji, nawet jeśli nie są one w sensie obiektywnym zbyt dobre. Nie każdy informatyk ma takie predyspozycje, ale ten, który to potrafi, dużo może dla siebie ugrać.

Lokalny Informatyk nie za bardzo był biegły w tematyce administrowania bazami danych, zwłaszcza tych pochodzących od nielubianego przez niego komercyjnego potentata. Za to interesował się środowiskiem open source i trybem tekstowego wpisywania poleceń w systemach klasy Linux. Pech chciał, że firma, w której zatrudnił się jakiś czas temu, używała tego, czego tak nie lubił. A on ani myślał przyuczyć się ani polubić. Wybrał inną drogę, czyli dopasowanie modelu firmowego IT do swojego własnego wyobrażenia, umiejętności i potrzeb. Zdawał sobie sprawę, że nie będzie to proces raptowny, będzie wymagał wiele trudu i zachodu. Ale od czego ma się odpowiedni charakter? Wszak w małej firmie łatwiej dotrzeć ze swymi poglądami do decydentów, zwłaszcza jeśli nie ma rozbudowanego sztabu informatycznego. A nie było. Lokalny potrafił łazić, zrzędzić, truć (za przeproszeniem, wiadomo co) decydentom, wyrabiając w nich z wolna przekonanie, że to, czego obecnie używa się jako systemów informatycznych, jest po prostu niedobre. A on wie, co zrobić, aby było lepiej i taniej. A z kolei przełożeni jak tylko usłyszeli, że taniej, to już nadstawili uszu, wyostrzyli zmysły i myśl zaczęła kiełkować w ich decydenckich umysłach.

Lokalny miesiącami, a nawet latami urabiał grunt pod swoje potrzeby. Przez to jego nudzenie i nachodzenie decydenci, którzy na informatyce zupełnie się nie znali, skłaniali się coraz bardziej ku tezom Lokalnego. Jakby na poparcie jego propozycji w codziennej eksploatacji dochodziło do coraz częstszych incydentów zachwiania ciągłości przetwarzania czy utraty spójności danych. Ogólnie rzecz biorąc, robiła się "kaszana", z czego władze firmy były coraz bardziej niezadowolone, bo zaczynał od tego cierpieć prowadzony biznes. Nikt nie kojarzył tych zdarzeń z postawą mentalną i brakiem konkretnych umiejętności Lokalnego. Wszyscy zaczynali być święcie przekonani, że jest to wina niewłaściwego środowiska eksploatacji systemów informatycznych. Czary goryczy dopełnił fakt zgubienia dużej porcji danych, co było oczywiście wynikiem braku umiejętności Lokalnego w zarządzaniu komercyjną bazą danych. Nie chciał, nie umiał, nie lubił.

Czyż dla właścicieli firmy potrzeba jeszcze dodatkowych dowodów na niestosowność używanych rozwiązań informatycznych? Skutkiem tego podjęto decyzję o zmianie środowiska wg zaleceń Lokalnego Informatyka na jakieś lubiane przez niego. Lokalny dostał też ludzi do pomocy, a sam awansował na ich szefa. Czy nastąpiła poprawa? Dla Lokalnego tak - mógł zacząć urabiać władze firmy do swoich następnych pomysłów.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200