Ja znać twojego języka

Denerwuje mnie nieco pisanie polskich znaków diakrytycznych. Zawsze gdzieś mi się palec obsunie i zamiast litery z ogonkiem czy kropką, pojawia się czysty znak alfabetu łacińskiego, który muszę następnie skorygować.

Denerwuje mnie nieco pisanie polskich znaków diakrytycznych. Zawsze gdzieś mi się palec obsunie i zamiast litery z ogonkiem czy kropką, pojawia się czysty znak alfabetu łacińskiego, który muszę następnie skorygować.

Pracy mam przy tym znacznie więcej niżby należało i dlatego skwapliwie przystaję na możliwość pisania "polskawego" w poczcie elektronicznej, jeżeli tylko mój respondent nie wyraża ku temu sprzeciwu. Zresztą problem jakby sam się rozwiązał, bo w ostatnim roku piszę z konieczności przede wszystkim po angielsku, gdzie na szczęście nie występują tego typu ogoniaste problemy - są za to inne.

Powoli więc angielski stał się dla mnie językiem korespondencyjnym, co jest o tyle pozytywne, że doskonalę język obcy. Nie chciałbym być źle zrozumiany, że odżegnuję się tym samym od naszego polskiego. Wręcz przeciwnie, staram się go popularyzować, nawet za oceanem. Kiedyś udało mi się wytłumaczyć znajomej z Ameryki, jak działa nasza deklinacja, co uważam za swój wielki sukces pedagogiczny. Nierzadko także okraszam stopkę poczty naszym popularnym, rodzimym "pozdrawiam", za co nieraz w odwecie otrzymuję wzięte wprost ze słownika angielsko-polskiego "szczerze" (odpowiednik "sincerely"), chociaż czasami kolejność spółgłosek wygląda nieco podejrzanie (np. "sczcezre").

Czytuję także sporo dokumentacji napisanej po angielsku, co jest nierozłącznie związane z moim zawodem. W zasadzie nie sprawia mi różnicy w jakim języku - wybierając oczywiście pomiędzy dwoma - jest napisana, byleby była stworzona merytorycznie poprawnie, o co nie zawsze łatwo w czasach, gdy odnotowuje się wyraźny przerost wartości edytorskich nad treścią. Wydawnictwa fachowe czytuję nie z braku lepszych zajęć, ale z konieczności poznania tematu, co potrzebne mi jest do rozwiązania konkretnego problemu. I oczywiście nie przerabiam literatury od deski do deski, bo to nie beletrystyka. Skupiam się jedynie na istotnych dla mnie zagadnieniach. Myślę, że cecha ta jest charakterystyczna dla wszystkich praktykujących informatyków. Zresztą przeczytanie dokumentacji stanowi dla mnie preludium do dalszych, konkretnych działań, co zdecydowanie odróżnia praktyków od mistyków, którzy zazwyczaj potrafią opowiedzieć, co i w jakim ujęciu jest potraktowane, natomiast nie bardzo potrafią słowa przeistoczyć w czyny. Znać drogę to jedno, a iść nią to zupełnie inna sprawa.

Są też tacy, którzy nie czytują, ale zachowują się - co wnioskować można ze stylu ich wypowiedzi - jakby wszystko wiedzieli. Tych szczególnie lubię podpuszczać, każąc sobie dziesiątki razy tłumaczyć, po co w zasadzie jest pamięć w komputerze, skoro wszystko jest przecież pamiętane na dysku. Zawsze można dowiedzieć się nowych, ciekawych rzeczy lub lepiej przyswoić już poznany materiał.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200