Idzie nowsze

To, że w Polsce przybywa samochodów, widać nawet na moim osiedlowym parkingu, gdzie zawsze były liczne wolne miejsca, a teraz bywa, że nie zawsze tam, gdzie by się najbardziej chciało.

To, że w Polsce przybywa samochodów, widać nawet na moim osiedlowym parkingu, gdzie zawsze były liczne wolne miejsca, a teraz bywa, że nie zawsze tam, gdzie by się najbardziej chciało.

Tysiące dodatkowych samochodów i to używanych, to z jednej strony zmora dla producentów nowych, a z drugiej - większe zapotrzebowanie na naprawy i obsługę. To zaś z pewnością cieszy tych, którzy to robią. No i tu pojawia się kwestia posiadania stosownych umiejętności oraz kupieckiej i rzemieślniczej rzetelności.

Osobiście jestem wolny od problemów samochodowych, nie sposób jednak nie słyszeć co chwila o praktykach oferowania wraz z obsługą najdroższych jedynie materiałów typu filtry, oleje, płyny itd. Nawet gdy producent nalepką na silniku informuje, że użył np. oleju krajowego, mający się za autoryzowany serwis takowego oleju nie ma, bo wiadomo, że jest kiepski (a w rzeczywistości - bo marża przecież nie ta...).

Powie ktoś, że olej (i jego filtry) od biedy można wymienić samemu, ale samochody ciągle się komplikują i w niektórych z nich nawet by wymienić przepaloną żarówkę, trzeba jechać do specjalisty. A tu zawsze czeka zagadka - na ile specjalista rzeczywiście jest specjalistą?

O nowym systemie operacyjnym Windows (nie mogę się jakoś przemóc i posługiwać swoistą, podwójną liczbą mnogą i mówić i pisać "windowsy") od dawna krążyły legendy, które teraz wreszcie można próbować weryfikować. Zainteresowanie tym systemem rośnie dodatkowo, gdy pojawiają się wieści o jego kosztach (podobno 10 mld USD w samych płacach twórców i wyrobników), czy o tym, że było to w ogóle największe tego rodzaju przedsięwzięcie w historii ludzkości, i że długo, a może nawet nigdy, nikt czegoś takiego nie powtórzy.

Ponieważ sam nie rzucam się na nowinki, a raczej trzymam się starego tak długo, ja się sensownie da, nie mam pojęcia jak działały i sprawowały się wersje próbne i testowe nowego systemu. To, co słychać jednak, to głównie zachwyty. Zachwyty tzw. przeciętnych użytkowników, dla których "to jest to", ale również zachwyty tych, którzy lubią się zagłębiać w szczegóły.

I tu docieramy do paraleli ze stopniem komplikacji dopiero co wspomnianych współczesnych samochodów (a zapewne innych urządzeń też), gdyż, zdaniem tych właśnie specjalistów, gdy w nowym systemie Windows zdarzy się coś nie tak, bez udziału specjalistów właśnie się nie obędzie. A to może oznaczać tylko jedno - wzrost liczby tych, którzy będą się tym zajmować. Od domorosłych ekspertów, którzy nie podarują okazji, by się popisać, i czasem nawet coś naprawią, albo przynajmniej nie popsują bardziej, zacierając przy okazji przypadkowo ślady i utrudniając potem właściwą diagnozę, aż do "prawdziwych" speców. Prawdziwych, ale za to rzadkich i przez to kosztownych.

W końcu to na niedawnym, nadzwyczajnym, rocznicowym Zjeździe PTI w Poznaniu padła opinia (a byle czego tam się nie mówiło), że gdy nowy system operacyjny stanie się już powszechny, jego obsługą w Polsce będzie się zajmować armia 60 tys. specjalistów, czyli bez mała co czwarty informatyk. Gdyby tak miało być, będzie to oznaczać niezłe perspektywy dla informatyków (i domorosłych amatorów) i ciężkie, bo kosztowne, życie dla użytkowników. Można w związku z tym zakładać, że wielu z nich, podobnie jak to jest z tysiącami samochodów, będzie używało komputerów o ograniczonej sprawności.

Sam zapewne nieprędko będę mógł się przekonać, jak to z tym nowym systemem operacyjnym jest, ale sądząc po jego kolejnych, wcześniejszych wersjach oraz innych współczesnych programach i systemach myślę, że w tej paraleli do samochodów, co to i z żarówką trzeba do serwisu, coś jest.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200