I po kłopocie

Popadłem w niemałe tarapaty. Z powodu wirusów oczywiście. Zabrakło bowiem aktualnego oprogramowania antywirusowego w moim domowym komputerze. Sprawa może wydawać się niezbyt wielkiej wagi, bo to przecież urządzenie do użytku personalnego, a więc jego infekcja nie ma wpływu tak destrukcyjnego na otoczenie, jak np. w sieciach firmowych.

Popadłem w niemałe tarapaty. Z powodu wirusów oczywiście. Zabrakło bowiem aktualnego oprogramowania antywirusowego w moim domowym komputerze. Sprawa może wydawać się niezbyt wielkiej wagi, bo to przecież urządzenie do użytku personalnego, a więc jego infekcja nie ma wpływu tak destrukcyjnego na otoczenie, jak np. w sieciach firmowych.

Jest to jednak kwestia w osobistym odczuciu i skutkach bardzo istotna, co każdy prywatny użytkownik, któremu wirusy narobiły już jakiejkolwiek szkody, przyzna bez ogródek.

Miałem do tej pory oprogramowanie PC-Cillin zakupione wraz z płytą główną. Niestety, po roku udanej symbiozy zakończył się okres uprawnień aktualizacyjnych, stąd program nie był w stanie sprostać coraz to nowym generacjom wirusów. Jego rola ograniczyła się do sprawnego filtrowania pakietów sieciowych, gdyż funkcję ściany zaporowej pełni nadal bez zarzutu. Byłem więc w rozterce. Mój komputer podłączony na stałe do Internetu i służący całej rodzinie do zabawy, a czasem nawet do czegoś ważniejszego, stał się potencjalną ofiarą zagrożeń wirusowych. Nie w smak było mi wydawanie pieniędzy na zakup legalnej licencji. Z kolei też nie chciałem ze zrozumiałych względów skorzystać z innego oprogramowania, które jest legalną własnością mojego pracodawcy. Co prawda mógłbym to zrobić i nikt by się o tym nawet nie dowiedział, gdyż mam niekontrolowany dostęp do wszystkich licencji w firmie. Nie wiedziałby nikt oprócz mnie, ale to właśnie jest największą przeszkodą, bo moje sumienie okazuje się być najlepszym strażnikiem legalności.

Większość producentów oprogramowania antywirusowego udostępnia na swoich stronach internetowych darmowe skanery (między innymi rodzimy MKS). Uciążliwość korzystania z tego typu usług polega na tym, że skanowanie dysku swoje trwa, więc nie wykonuje się go nazbyt często i w związku z tym otwierane w czasie pracy pliki nie są na bieżąco monitorowane. Oczywiście metodologia ta jest lepsza niż zupełny brak kontroli, jednak nie chroni skutecznie.

I oto niespodziewanie nadszedł ratunek. Dowiedziałem się o produkcie AVG Anti-Virus (http://www.grisoft.com ), który jest udostępniany nieodpłatnie dla celów prywatnego, niekomercyjnego użytku. Coś w sam raz na moje potrzeby i chyba nie tylko moje. Myślę, że jest to dobra droga dla rzeszy niezbyt zasobnych użytkowników komputerów domowych. Zarządzanie programem jest niezwykle proste, a jego monitor antywirusowy ma ponadto jedną bardzo istotną cechę - jest niezwykle sprawny i nie pochłania zbyt dużych zasobów maszyny przy kontroli większych plików, czego nieraz jesteśmy świadkami, używając innych produktów antywirusowych.

Na zakończenie pozostaje stwierdzić, że AVG wykonał nie byle jaki gest, uszczęśliwiając użytkowników domowych komputerów. Zresztą nie jedyny to darmowy i pożyteczny program z tego gatunku. Nasuwa się w związku z tym pytanie: co na to konkurencja? Czyżby chciała oddać bez walki tę część rynku?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200