Hipermedium

Na rozwój świata mediów potężne ciśnienie wywierają dwa główne trendy: uniwersalizacja i specjalizacja. Jeśli zwycięży ten pierwszy, naszą cywilizacją zawładną wszechobecne hipermedia.

Na rozwój świata mediów potężne ciśnienie wywierają dwa główne trendy: uniwersalizacja i specjalizacja. Jeśli zwycięży ten pierwszy, naszą cywilizacją zawładną wszechobecne hipermedia.

Ledwie przed paroma laty Francis Fukuyama poważył się na ogłoszenie tyleż spektakularnej, co wątpliwej logicznie teorii tzw. końca historii. Dość powiedzieć, że badacz ograniczył się do uwzględnienia ważkiego, acz nie jedynego wymiaru historycznych zmian, tj. gospodarki. Tymczasem, nim zdążyły wyschnąć litery świeżo opublikowanego dzieła, świat stanął w obliczu nowych, poważnych konfliktów o podłożu natury narodowościowej, religijnej i rasowej. W wielu dziedzinach moglibyśmy raczej mówić o początku drogi, na którą wstępujemy, niż o jej końcu. Czy proroctwa Fukuyamy dotyczą także świata mediów? Czy może chociaż tutaj usprawiedliwione jest mówienie o co najmniej początku końca ich historii?

To pytanie, które warto postawić. Tak się bowiem składa, że to nie byt kształtuje świadomość. Nie zachodzi również zjawisko odwrotne. Już pół wieku temu zauważył to wybitny socjolog amerykański Charles W. Mills, wypowiadając na stanowym uniwersytecie Columbia pamiętne słowa: "Między świadomością a bytem pośredniczy informacja, która wpływa na uświadamianie ludziom ich własnego bytu". Tymczasem nośnikiem informacji i zarazem - w sensie mcluhanowskim - przekazem są właśnie media. Ich rola w naszym życiu zatem jest trudna do przecenienia, co zresztą podpowiada nam nasza intuicja.

Magia digitalizacji

Z chwilą powstania komputera zakończyła się era sekwencyjnego pojawiania się kolejnych technologii medialnych, z których każda żyła własnym życiem. Pojawiła się multimedialność oznaczająca przenikanie się mediów. Do tej pory każde z nich istniało w odrębnym wymiarze technologicznym. Pismo, druk, telegrafia i telefonia, radio czy film powstawały niezależnie od siebie i zajmowały odrębne miejsca w medialnym świecie. Owszem, można sfilmować powieść albo (co spotyka się rzadziej) napisać książkę wg filmu, lecz jest to jedynie przepływ idei, nie zaś fizyczne przenikanie się mediów.

Informatyka, która wybrała drogę cyfrową, w szczególności binarną (choć w jej początkach istniały także komputery analogowe), dała światu dotąd najbardziej uniwersalną metodę kodowania informacji: digitalizację. Zerojedynkowe ciągi mogą być reprezentacją każdego przejawu otaczającej nas rzeczywistości: obrazem zachodu słońca czy sekwencją przestawiającą bieg na sto metrów, dziełem literackim, operą bądź techniczną dokumentacją mostu itp. W ten sposób możemy nawet zapisywać zapachy, o ile tylko skorzystamy ze stosownych przetworników analogowo-cyfrowych, czy nawet nasze stany uczuciowe - oczywiście pod warunkiem że przypiszemy im określony "alfabet", bo "maszynę do pisania" i "papier" już mamy.

Osiągnięcie multimedialności nie dokonało się od razu. Maszyna cyfrowa była wynalazkiem wojskowym, później przyszły zastosowania naukowo-techniczne i wreszcie komercyjne, ale dopiero przemysł rozrywkowy przyczynił się do autentycznej popularyzacji komputerów i ich wtargnięcia pod przysłowiowe strzechy. Kropkę nad "i" postawił wreszcie Internet, stając się dla komputerów tym, czym jest sieć drogowa dla samochodów, umożliwiająca coś więcej niż tylko cieszenie się autem stojącym w garażu bądź kręcenie nim kółek na przydomowym parkingu.

Teleputery czy kompuwizory

Komputer internetowy jest medium uniwersalnym. Może być także telewizorem, radiem, gazetą czy gramofonem. Do tego nie tylko w jednym kierunku jako pasywny odbiorca, lecz także jako medium aktywne. Ale czy jest to medium dobre dla każdego i w każdej sytuacji? Najważniejsze co na to media przedkomputerowe: popularna telewizja czy wpływowa "galaktyka Gutenberga"? Zresztą konkurencji przybywa.

Hitem ostatniej dekady stał się telefon komórkowy. Już dziś można go połączyć z cyfrowym aparatem fotograficznym, wysłać wiadomość tekstową czy wykorzystać jako dyktafon. A przed nami coraz doskonalsze komórki (tj. UMTS). Czyżby właśnie ów użyteczny gadżet miał stać się uniwersalną platformą dla hipermedium przyszłości?

Odpowiedzmy najpierw na pierwsze z postawionych pytań. Wydaje się, że od powstania bardzo żywotnej wersji "okienek" o numerze 3.1 popularna informatyka wykazuje bardzo barokową tendencję: przerostu formy nad treścią. Z jednej strony mamy do czynienia z moore'owską dynamiką rozwoju sprzętu i oprogramowania, mierzoną gęstościami upakowania mikrotranzystorów bądź liczbą linii kodowych popularnych pakietów oprogramowania. Z drugiej zaś - z dość powolnym rozwojem funkcjonalności programów. Ujmując rzecz matematycznie, możemy powiedzieć, że wykładniczo rosnącym nakładom na środki informatyczne i ich złożoności odpowiadają ledwie subliniowe przyrosty efektów użytkowych.

Komputer jest urządzeniem ciągle zbyt skomplikowanym dla typowego użytkownika. I nie chodzi tu o grupę dobrze wykształconych czy też bardzo młodych ludzi, sprawiających wrażenie, jakby byli zbudowani raczej z krzemu niż białka. Idzie o przeciętnego, potencjalnego użytkownika i całą rzeszę tych "urodzonych wcześniej". Oni chcieliby, aby komputer był tak stabilny i prosty w obsłudze jak telewizor. Powinien być również tańszy. Z tego punktu widzenia to telewizor ma większą szansę stawania się także komputerem, w szczególności terminalem internetowym. Ponieważ na razie telewizorów jest o rząd wielkości więcej niż komputerów, wnioski nasuwają się same.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200