Frontem do klienta

Postęp dokonuje się w równej mierze tak dzięki ludziom pomysłowym, jak i ludziom materialnie zainteresowanym w zyskach. Ci drudzy zrobią prawie wszystko, aby zarobić na wynalazkach tych pierwszych. Pomysłodawcy natomiast nie mogą obejść się bez zależności od źródeł finansowania. Tak dzieje się współcześnie, w erze rozwiniętej technologii, gdzie wszelkie innowacje nie zawierają już w sobie atrybutów pierwotnej siły dogmatu. W końcu koło da się wynaleźć tylko raz, później jego doskonałość może być już tylko wtórnie spożytkowana w mniej lub bardziej technologicznie zaawansowanych i złożonych mechanizmach.

Postęp dokonuje się w równej mierze tak dzięki ludziom pomysłowym, jak i ludziom materialnie zainteresowanym w zyskach. Ci drudzy zrobią prawie wszystko, aby zarobić na wynalazkach tych pierwszych. Pomysłodawcy natomiast nie mogą obejść się bez zależności od źródeł finansowania. Tak dzieje się współcześnie, w erze rozwiniętej technologii, gdzie wszelkie innowacje nie zawierają już w sobie atrybutów pierwotnej siły dogmatu. W końcu koło da się wynaleźć tylko raz, później jego doskonałość może być już tylko wtórnie spożytkowana w mniej lub bardziej technologicznie zaawansowanych i złożonych mechanizmach.

Trochę chyba żal, że nic w dzisiejszej epoce nie wróży świeżego tchnienia myśli wynalazczej, tylko kroi się żmudne doskonalenie wysoko nakładowej technologii, istniejącej jedynie za sprawą zdeterminowanego zapotrzebowania lub dobrze określonych źródeł zbytu. Generalnie brniemy w dosyć miałkim terenie coraz trudniejszych zależności - tak w sferze technicznej komplikacji, jak i ekonomiczno-społecznych interferencji.

Ludzie interesu poszukują wszelkich możliwych luk dla polepszenia propagacji swego biznesu. Niestety, kanały dystrybucji stają się coraz bardziej nasycone, a więc mniej drożne. Jedynym ratunkiem staje się więc drążenie do klientów następnych tuneli zbytu. Klienci nie są szybko przyrastającą hodowlą bakteryjną, więc ich liczba i możliwości nabywcze nie przyrastają tak szybko, jak życzyliby sobie tego producenci. Stan nasycenia towarami oraz usługami wydaje się blisko asymptotycznego wypełnienia, ograniczanego odgórnie przez rzeczywistość ekonomiczną.

Próby zbycia towarów lub usług o podobnej charakterystyce kończą się ostatnio coraz większym niepowodzeniem. Obserwuję to doskonale, nie tylko w supermarketach dwojących się i trojących na różne sposoby w usiłowaniach przyciągania powszechnego klienta, ale także tendencje te są dobrze zauważalne w świecie technologii informatycznych. Tyle co obecnie otrzymuję ofert - pisemnych i telefonicznych - zachęcających mnie jako przedstawiciela instytucji do zakupu oferowanych rozwiązań, nie zdarzało się nigdy. Działy marketingowe aż huczą od propozycji. Niestety, dostrzegam tu, oprócz usilnych starań o zwiększenie sprzedaży, także wysoką niestaranność planowania marketingowego, gdyż większość propozycji dotyczy prawie tego samego, mimo że pochodzi z innych źródeł. Trudno jednak wymagać, aby konkurencyjne firmy informowały się wzajemnie, gdzie próbowały już kierować bez powodzenia swoją ofertę. Gorszą rzeczą jest według mnie to, że proponowane na sprzedaż oprogramowanie zupełnie nie współgra z profilem mojej firmy. Ten swoisty spam, tyle że w wydaniu ulotkowo-telefonicznym (przed czym bronić się jeszcze trudniej niż przed spamem elektronicznym), wykonywany jest zapewne według podobnego szablonu co i jego e-mailowy odpowiednik, czyli według przypadkowej listy adresowej. Brak spoistości pomiędzy zapotrzebowaniem klienta a charakterystyką oferty odbieram jak najgorzej - jako zupełną nieporadność, próbę odnalezienia gdzieś na kuli ziemskiej, na chybił trafił, potencjalnego klienta, jeśli tylko taki się nawinie.

Kontakty z klientami warto utrzymywać, jeśli tylko przewiduje się potencjalną możliwość zaistnienia zdarzeń ekonomicznych z tego wynikających, posiadających ponadto znamiona powtarzalności. O ile inny cel i zasady przyświecają kontynuacji takich związków na przykład przez salon samochodowy, o tyle ze zrozumiałych względów trudno identyczny model realizować na wyższej uczelni. Zupełnie też nie wyobrażam sobie utrzymywania relacji z "klientami" policji, zakładów pogrzebowych i im podobnych instytucji utylitarnych. Popularne obecnie oprogramowanie CRM, służące do wspomagania zarządzania tego typu kontaktami, nie wszędzie spełni swoją rolę. Jego sprzedawcy nie zawsze rozróżniają tę, w końcu jakże podstawową kwestię, i wydzwaniając do mnie z podobnymi ofertami, nie sprawdziwszy pierwej zakresu działalności mojej firmy, stają się automatycznie antyreklamą swego produktu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200