Faktyczne fakty

Zostawiając sobie na ostatnią chwilę przyjemność rozliczenia się z dochodów i wczytując się w lekturę stosownych "Pitów", zacząłem się zastanawiać nad pewnymi sformułowaniami. W szczególności nie daje mi spokoju problem, czym różnią się wydatki faktycznie poniesione od wydatków poniesionych, skoro w dokumencie o nazwie PIT-D używa się tego określenia w obu przytoczonych formach.

Zostawiając sobie na ostatnią chwilę przyjemność rozliczenia się z dochodów i wczytując się w lekturę stosownych "Pitów", zacząłem się zastanawiać nad pewnymi sformułowaniami. W szczególności nie daje mi spokoju problem, czym różnią się wydatki faktycznie poniesione od wydatków poniesionych, skoro w dokumencie o nazwie PIT-D używa się tego określenia w obu przytoczonych formach.

Nie wiem, dlaczego ci urzędnicy uczepili się tej "faktyczności" jak pijany płotu. Mógłbym zrozumieć taką rozbieżność w życiu codziennym, gdyby barman zapytał mnie, mrugając okiem, czy chcę piwko bezalkoholowe, czy może faktycznie bezalkoholowe. Niniejszym proponuję także informować się u sprzedawców software'u, czy dany program tylko działa, czy działa faktycznie.

Zostawmy jednak naszych urzędników państwowych odłogiem, niech nadal ukwiecają szarzyznę życia tworzeniem równie górnolotnych określeń. Przejdźmy w sferę komercji. Telewizja kablowa przysłała mi już drugą fakturę przepięknie wydrukowaną na drukarce laserowej. Poprzednio rozdawali tradycyjne książeczki wpłat, a obecnie wprowadzili nowoczesność. Fakt, że niczego nie muszę wypełniać, bardzo mnie cieszy, bo nie lubię. Oglądam tę płachtę formatu A4 z pięknym trójkolorowym logo firmy i z głupiego informatycznego przyzwyczajenia zaczynam wyłapywać usterki. Baza danych klientów bez polskich liter - no niech tam. Opuszczona litera w tekście objaśniającym (każdy raczej zorientuje się, co znaczy "opłacaący") - tu mają polskie ogonki, za to zżerające poprzedników. Tabela z opisem należności wyrysowana po pańsku, grubymi liniami, dziewięć wierszy pustych, jeden wypełniony. Czyżby toner do drukarek aż tak bardzo staniał? No i wreszcie najlepsze - termin płatności do 10 lutego 1999 r. przy dacie wystawienia 1 kwietnia. Podpisane dumnie - KIEROWNIK DZIAŁU ROZLICZEŃ. Sprawdziłem od razu fakturę z ubiegłego miesiąca, ale tam termin płatności określono na 14 dni. Tak więc ktoś w tzw. międzyczasie namieszał. Może koledzy zrobili kierownikowi "siurpryzę" primaaprilisową albo też zatrudniono do wykonania oprogramowania informatyka z doświadczeniem (mogą być studenci ostatnich lat) do pracy w dynamicznym, zgranym zespole (pijemy tylko wódkę bezalkoholową), za atrakcyjne wynagrodzenie (dlatego pijemy taką wódkę, bo za inną trzeba płacić).

Jedno jest w tym wszystkim pewne - osobą faktycznie odpowiedzialną za jakość danych na fakturze jest na niej podpisany. Niemniej z tego wszystkiego faktycznie nic nie rozumiem. I nie wiem, czy faktyczny termin płatności był taki, jak określono na fakturze i będę niesłusznie pociągnięty do uiszczenia odsetek karnych, czy też fakt, że faktycznie fakturę wystawiono po fakcie faktycznego terminu płatności, który faktycznie nie mógł przypadać przed faktem otrzymania tej faktury przez odbiorcę...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200