Dysk z (od)zysku

Dzień rozpoczął się słonecznym porankiem. Lekki wiaterek i kilka chmurek na niebie nie zwiastowały gwałtownych wydarzeń. Życie toczyło się normalnie. Albo tak mi się tylko wydawało.

Dzień rozpoczął się słonecznym porankiem. Lekki wiaterek i kilka chmurek na niebie nie zwiastowały gwałtownych wydarzeń. Życie toczyło się normalnie. Albo tak mi się tylko wydawało.

Gdzieś po śniadaniu, gdy właśnie miałem rozpocząć ładowanie kolejnego felietonu na Drugą Stronę (http://www.applecom. pl/kuba), chyba przez chwilę coś jakby zazgrzytało we wnętrzu komputera. Może mi się to zresztą przywidziało, faktem jest, że komputer zamarł na chwilę, a potem przestał reagować na klawiaturę, ciągle jednak usiłując połączyć się z Internetem.

Odczekałem dłuższy czas, bezsilnie przyglądając się wskazóweczkom zegarka-kursora, które obracały się niczym fryga. Wreszcie zdecydowałem się i wyłączyłem zasilanie. A potem włączyłem, mając nadzieję usłyszeć zwyczajny sygnał gotowości systemu oraz zobaczyć wesołą gębusię Makintoszka. Nic z tego. Migający znak zapytania uświadomił mi ponurą prawdę. Nie miałem dysku.

Kameduli powtarzają memento mori (pamiętaj, żeś śmiertelny), ale to ponure motto powinno raczej towarzyszyć wszystkim, którzy używają komputerów. Bowiem każdy dysk kiedyś pada. Jak mawiał wspaniały bokser mej młodości Leszek Drogosz, nie ma cudownych przeciwników, są tylko źle trafieni. Parafrazując to powiedzenie można powiedzieć, że nie ma cudownych komputerów, są tylko takie, którym dyski jeszcze nie padły.

Jak się dobrze zastanowić, to dysk stały, w Polsce z niewiadomych powodów namiętnie nazywany dyskiem twardym (już wolałbym określenie "dysk hardy", gdyby oczywiście wojskowi pozwolili), jest najmniej stałą częścią systemu komputerowego. Każdego. Bowiem płyta główna z kilkudziesięcioma układami scalonymi praktycznie nie zużywa się. Napędy dyskietek, CD-ROM i dysków wymiennych typu ZIP nie są krytyczne do funkcjonowania większości komputerów. Natomiast dysk jako urządzenie mechaniczne kręci się, zaliczając kolejne godziny. Teoretycznie współczesne dyski mają MBTF (średni czas między awariami) ponad ćwierć miliona godzin, czyli nie powinny się zepsuć za naszego życia. Niestety, przy komputerze zasiadamy my, czyli źródło kłopotów.

W moim przypadku wyłączenie zasilania, ewidentnie w momencie, gdy dysk coś tam sobie pisał w katalogach, spowodowało takie ich uszkodzenie, że komputer przestał widzieć sektory startowe. Niby proste, ale żadne z narzędzi systemowych i zainstalowanych zabezpieczeń nie pozwoliły mi odzyskać dysku, choć taką procedurę wykonywałem wielokrotnie na komputerach innych osób. Nie ma to jak własne śmieci...

Po dwu godzinach prób poddałem się. Na szczęście miałem kopię bezpieczeństwa systemu na CD-R, wykonaną przed dwoma tygodniami, więc odzysk podstawowych plików i archiwum trwał niecałe cztery godziny. W sumie straciłem dzień. Tylko jeden dzień. Albo aż cały dzień. Gdybym nie używał komputera, sytuacja przypominałaby zalanie mieszkania przez sąsiada lub wiosenne porządki, w czasie których wyrzucono mi jedyną kopię notatek. Ale zawsze mógłbym o te wydarzenia obwiniać innych. A tak, aż wstyd było mi spojrzeć w lustro.

Żona i syn zachowali się dzielnie, donosząc napoje chłodzące oraz podnosząc mnie na duchu. Mieli zresztą w tym pewien interes osobisty, bo ich pliki też były odzyskiwane. A potem poszliśmy na długi spacer, aby być jak najdalej od komputerów.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200