Defenestracja warszawska

W dniu, w którym piszę ten felieton (21 kwietnia) Ministerstwo Finansów ogłosiło, że już 25 tys. podatników złożyło PIT-37 za pomocą nowego serwisu on-line. Warto przypomnieć, że z udostępnionej w ubiegłym roku możliwości elektronicznego składania PIT-ów opatrzonych podpisem elektronicznym skorzystało aż... 306 osób.

Wniosek nasuwa się sam: problemem jest podpis elektroniczny. Z punktu widzenia przeciętnego podatnika, płacenie ok. 600 zł za możliwość rozliczenia się raz do roku (czy nawet kilka razy do roku, w przypadku przedsiębiorców), to zwykła strata pieniędzy. Fakt, że w światowych rankingach wleczemy się w ogonie (miejsce 33 na 53 kraje w Informational Society Index, 62 miejsce na 127 krajów w Network Readiness Index) i wyprzedzają nas kraje takie jak m.in. Tunezja, Jordania, Kostaryka i Barbados, wydaje się w pełni uzasadniony.

Wśród naszych władz myślenie o usługach publicznych zdominowały kategorie charakterystyczne dla fetyszystów. Zamiast pracowicie informatyzować funkcje państwa i samorządów jedna po drugiej, koncentrują się na jakimś haśle. Kiedyś był to właśnie podpis elektroniczny. Jak dziś pamiętam prezydenta Kwaśniewskiego podpisującego (na niby) ustawę za pomocą karty mikroprocesorowej. Po niemal 8 latach od jego złożenia można z czystym sumieniem powiedzieć, że powołane wtedy prawo nie tylko nie przyspieszyło rozwoju usług publicznych on-line, ale wręcz opóźniło. Bezczynne oczekiwanie na tzw. masę krytyczną przy jednoczesnych zaporowych cenach samego podpisu oraz urządzeń do jego składania sprawiły, że zrezygnowano z rozwiązań niedoskonałych, ale skutecznych. Gdyby banki postąpiły podobnie i czekały na prawo, zamiast wdrażać własne (uproszczone, ale wystarczająco dobre) rozwiązania, do dziś tłoczylibyśmy się przed okienkami w oddziałach.

A skoro o okienkach mowa, drugim fetyszem jest jedno okienko do zakładania działalności gospodarczej. Już po siedmiu latach od pojawienia się pomysłu mamy nie trzy, a dwa okienka. Cały czas nakręcana jest spirala oczekiwań, tak jakby skrócenie formalności związanych z założeniem firmy mogło zastąpić dobry pomysł na biznes albo kapitał na jego rozkręcenie.

Oficjele obiecują jedno, a potem zero okienek, ale myślę, że wszyscy już mamy dosyć. Doprawdy, naszym politykom i urzędnikom należy przypomnieć historię innego okienka. Kiedy w 1419 roku rajcy miejscy w Pradze odmówili wydania husyckich więźniów, lud wyrzucił ich z okien.

Coś podobnego należałoby się naszym politykom - może wtedy usługi publiczne on-line ruszyłyby z miejsca.

Defenestracja warszawska
W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200