Darmowa darmocha

Wszyscy usiłują bronić się przed recesją. Biedni sprzedawcy komputerów znaleźli się w szczególnie trudnej sytuacji.

Wszyscy usiłują bronić się przed recesją. Biedni sprzedawcy komputerów znaleźli się w szczególnie trudnej sytuacji.

Klient mający PIII/400 z Windows 98 nie ma żadnego racjonalnego powodu, aby zakupić nowe PIV/1400 z XP, szczególnie wobec perspektywy stałego dopłacania do systemu operacyjnego w rocznych ratach licencyjnych, tym bardziej że nowy system operacyjny będzie wymagał nowych programów.

Tak więc sprzedawcy kombinują i wymyślają coraz to inne sposoby przyciągania frajerów niechętnych zakupom.

Najprostszym jest oczywiście rozdawnictwo za darmo. Tak to firma Apple z wielkimi fanfarami ogłosiła, że najnowsza wersja systemu operacyjnego Mac OS X o numerze 10.1 będzie dostarczana na CD przez 30 dni każdemu, kto poprosi, albo do wyczerpania zasobów. Łatwo sobie wyobrazić, że jako osoba ocalała z zawieruchy stanu wojennego mogłem udzielać konsultacji praktycznych jak stać w kolejce.

Amerykanie bowiem zupełnie nie mają potrzebnych nawyków, tj. stoją luźno i bez wpatrzenia w cel, czyli ladę. Nie wspomnę o społecznej liście kolejkowej, bo tę w naszym lokalnym MicroCenter prowadził sprzedawca, albowiem po otwarciu sklepu okazało się, że towaru nie ma. Podobno FedEx nie dowiózł. Dla mnie to nie nowina, że towaru nie rzucili, ale w oczach współkolejkowiczów widziałem błyski gniewu pomieszane z przerażeniem. Jak to, obiecali i nie dali!

Na szczęście, firma znalazła się, do każdego zapisanego zadzwoniła i w ten sposób dostaliśmy nasze nowe systemy, za które później trzeba będzie zapłacić dwudziestaka. Klientom, którzy zapłacą, dla osłody pozostaje świadomość, że dostaną o jedno CD więcej - z narzędziami programistycznymi, dla większości niepotrzebnymi. Nie da się tego powiedzieć o potężnej grupie nabywców, którym po prostu obiecano obniżkę, czyli zwrot części kasy wyłożonej na zakup urządzenia. W sytuacji, gdy gotówka jest ceniona, firmy robią wszystko, aby nie wysłać czeku. Spotkało to i mnie - firma Canon po sześciu tygodniach od przesłania kuponu rabatowego poinformowała mnie ustami wynajętego domu wysyłkowego, że moje zgłoszenie nie ma daty, dostanę więc figę.

Jeszcze inni sprzedawcy stosują bardziej wyrafinowane przynęty. Jakiś czas temu pomagałem znajomej wybrać i kupić komputer. Swoją drogą, co też sprzedawcy opowiadają naiwnym klientom jest niezapomnianym wrażeniem. Sam nigdy nie dyskutuję w sklepie, bo wiem czego chcę. A tu np. dowiedziałem się w ciągu pięciu minut prezentacji drukarki, że zdjęcia mogą wyblaknąć albo po siedmiu latach, albo po dwudziestu, padła nawet liczba lat siedemdziesięciu. A wszystko dlatego, że inny model właśnie był niedostępny - nie dowieźli.

Pojechaliśmy do konkurencji, gdzie mieli jeszcze ostatni egzemplarz, ale za to do drukarki za stówkę sprzedali nam kabelek za dwadzieścia pięć.

Nie ma lekko, jak rynek jest recesyjny, to coraz częściej będziemy musieli pogodzić się z takimi sztuczkami. Tu nie mogę nie przypomnieć zaskoczenia mego amerykańskiego kolegi, który ufnie wierząc słowu pisanemu zakupił był drukarkę, którą reklamowano darmowym czarnym tuszem na zawsze. Dopiero po rozpakowania pudełka okazało się, że aby otrzymać "darmowe" wkłady, trzeba kupić kolorowe - w proporcji 3 czarne na 10 kolorowych. Ale oferta rzeczywiście będzie dobra całe życie drukarki, czyli pewnie przez jakieś dwa lata. Kiedyś mówiło się, że nie ma takiej rzeczy jak darmowy lunch. Czyżby przyszło zamienić lunch na komputer?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200