Cyfrowe uspokajacze

Parę razy podczas wakacji zagranicznych zatrzymywałem się na dużych kempingach o tzw. wysokim standardzie i zawsze dziwiłem się przebywającym tam Niemcom, Holendrom, Włochom czy Austriakom.

Parę razy podczas wakacji zagranicznych zatrzymywałem się na dużych kempingach o tzw. wysokim standardzie i zawsze dziwiłem się przebywającym tam Niemcom, Holendrom, Włochom czy Austriakom.

Przywozili w przyczepie telewizor, antenę satelitarną, zmywarkę, grill, itd. Wizja turysty, który zabiera cały dom ze sobą bardzo mnie rozśmieszyła i często podawałem ją jako przykład, że dobrobyt krajów Zachodu spowodował zidiocenie tamtejszych społeczeństw. Aż do dnia, w którym po wieloletniej przerwie pojechałem na weekend nad polskie morze. Od bramy przywitał mnie napis o pokryciu fragmentu kempingu zasięgiem hotspotu Wi-Fi, zaś krótki rzut oka na tzw. patelnię (czyli teren, gdzie parkują przyczepy) upewnił mnie, że polski turysta upodobnił się do Niemca i obrósł w zmywarki, anteny satelitarne i laptopy.

Obserwując w te wakacje turystów widzę, że do tradycyjnego wyposażenia (okulary przeciwsłoneczne, sandały, kapelusz lub czapeczka) dodają stopniowo coraz więcej elektronicznych gadżetów. Już nie tylko telefon komórkowy, nie tylko aparat cyfrowy, ale i coraz częściej GPS (wersja samochodowa lub piesza), urządzenie PDA oraz laptop towarzyszą im w wyprawach.

Oczywiście każdy turysta powie, że owe gadżety to niezbędny, a na pewno wygodny element podróży. Ale wydaje mi się, że funkcja anten, zmywarek, a także laptopów i GPS-ów jest zupełnie inna. Wszystkie te urządzenia stanowią element świata, w którym czujemy się pewnie i bezpiecznie, bo przebywamy w nim na co dzień. Jeśli nawet naprzeciw nas stoi Masaj z dzidą; jeśli zapachy roznoszące się wokół bardziej przypominają pastwisko niż klimatyzowane wnętrzne biura; jeśli nawet spływają z nas siódme poty i krajobraz wokół całkowicie różni się od tego, co widzimy na co dzień, to instynktownie potrzebujemy czegoś, co stanowi naszą więź ze światem bezpiecznej codzienności. Przesunięcie ręką po klawiaturze telefonu komórkowego, cyknięcie fotki cyfrowym aparatem albo kobiecy głos, który po polsku mówi "skręć w prawo" działają, niczym melisa na nasze skołatane nerwy.

Gdyby zapytać turystę, po co jedzie do egzotycznego kraju, odpowiedziałby, że po to, by poznać inny kraj, jego zabytki oraz kulturę. Akurat! Robi dokładnie odwrotnie: szczelną kurtyną fizyczną i informacyjną izoluje się od codzienności, w której żyje odwiedzany przez niego kraj i jego mieszkańcy. Tym szczelniejszą, im większa różnica między naszą klimatyzowaną, sterylną codziennością a rzeczywistością odwiedzanego kraju. Wraz z rozpowszechnieniem cyfrowych gadżetów uzyskał jeszcze jeden środek techniczny, by tę izolację pogłębić.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200