CIPA, czyli przyzwoita recepta

Docierają do mnie słuchy, że niektórzy Czytelnicy uważają mnie za zboczeńca albo i co gorzej za cynicznie zdeprawowanego autora, który nic innego nie robi, tylko wymyśla świńskie tytuły.

Otóż, nie mogąc zaprzeczyć, że oczywiście masy mają zawsze rację, śpieszę donieść, iż to nie ja wymyśliłem skrót nazwy kanadyjskiego stowarzyszenia aptek, które chcą wysyłać leki do sąsiedniego kraju (Canadian International Pharmacy Association - CIPA) ani też nie wpadło mi do głowy, aby zarejestrować domenę ciparx.ca. Samo życie podsunęło mi ten temat.

No, może nie samo życie, tylko starość, która zmusza do kupowania coraz więcej leków. A także córka farmaceutka (kierowniczka apteki w warszawskich Złotych Tarasach; tylko proszę nie powoływać się na mnie, bo po znajomości i tak nic nie sprzeda), która często gęsto skarży się na polski system sprzedaży leków, zrzucający odpowiedzialność na farmaceutę. Otóż, w czasach internetu nie ma żadnego powodu, aby recepta była wypisywana przez pana lekarza na jakimś papierku. Warto tu dodać, że skrót Rx, który często można zobaczyć na szyldach (zagranicznych) aptek, bierze się od łacińskiej frazy "recipere x", czyli przepis lub algorytm na coś (jak funkcja od x). Akurat tak się śmiesznie składa, że córka moja, dzieckiem jeszcze będąc, została bohaterką książeczki "Wakacje z gramolami", dziś już dawno zapomnianej, choć być może niektórzy obecni programiści od niej właśnie zaczynali naukę pojęcia algorytmu, czyli przepisu na ciasto. Isia do dziś świetnie gotuje, czemu nie dziwię się, bo robienie leków oraz gotowanie jest przecież wykonywaniem przepisów, czyli algorytmów. Skoro już popłynąłem w dywagacje, to dodam jeszcze, że obecny w fontach OTF glif ℞ jest niezbyt często używany (mam nadzieję, że redakcja potrafi go wydrukować).

Wracając do naszych baranów, czyli recept elektronicznych, jest oczywiste, że biedny, chory człowiek wcale nie musi łazić do apteki, stać w kolejce, łapać kolejnego syfa i jeszcze wysłuchiwać pouczeń o tym, jak powinien zażywać przepisane lekarstwo (większość pacjentów i tak łyka po swojemu). Niestety, zmiana systemu dystrybucji leków w RP wymagałaby zapewne zmiany stu tysięcy przepisów prawnych, o Konstytucji nie wspominając. A można inaczej. Od lat moja amerykańska firma ubezpieczeniowa de facto zmusza mnie do zakupu leków przez internet, bo oferuje zachętę w postaci niższej opłaty ryczałtowej (tak chyba się to nazywa) oraz znacznego uproszczenia sposobu przedłużenia recept na kolejne okresy (pewne leki łykam stale i łykać będę aż do śmierci). Nie wszyscy jednak, o czym teraz jest coraz głośniej, mają w USA dobre ubezpieczenie i dlatego rozpowszechniła się metoda zakupu (tańszych) leków w Kanadzie. Stąd powstanie wspomnianego powyżej zrzeszenia CIPA oraz jego strona internetowa, która bynajmniej nie podaje przepisu na bycie panienką lekkich obyczajów. Po prostu (zbyt) wielu Amerykanów musi drogie leki kupować u sąsiadów. A skoro są chętni, no to wolny rynek spowodował wypełnienie luki, także w internecie. Trudno mi jednak zrozumieć, dlaczego w zjednoczonej Europie nie można z Polski zamawiać lekarstw np. w angielskiej aptece?! Przecież dziś i tak zdecydowana większość specyfików ma międzynarodowe certyfikaty. Zaś uproszczenie procedury wyszłoby pacjentom tylko na dobre.

No tak, ale przecież żaden (socjalizujący) system nie ma na celu służenia ludziom, tylko rozwijanie biurokracji...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200