CCCP

W polskich hotelach przez lata nie pobierano opłat za lokalne rozmowy telefoniczne. W tym samym czasie na Zachodzie hotelowe narzuty podwajały stawkę operatora.

W polskich hotelach przez lata nie pobierano opłat za lokalne rozmowy telefoniczne. W tym samym czasie na Zachodzie hotelowe narzuty podwajały stawkę operatora.

Gdy i w Polsce stwierdzono, że może to być źródłem niezłych przychodów i zainwestowano w niezbędną infrastrukturę, było już trochę za późno. To znaczy na początku jeszcze coś z tego było, ale potem do hotelowych apartamentów wdarła się konkurencja. Zrobiła to w sposób, który medycyna określa jako nieinwazyjny, przenikając przez okna, mury i stropy. Konkurentem tym była telefonia komórkowa, której wysokie, bądź co bądź, stawki zbliżyły się do poziomu hotelowego.

Do rozważań tych skłonił mnie niedawny pobyt w Dublinie, skąd, z powodu braku miejsc w samolocie sobotnim, musiałem wracać w niedzielne przedpołudnie. A doświadczenie odwiedzanego miejsca podczas weekendu jest interesującym odkryciem jego nie znanej dotąd strony.

Każdy kraj można podzielić na dwie zasadniczo różniące się części - prowincję i stolicę, ta ostatnia zaś zmienia jeszcze swe oblicze podczas weekendu. Nie inaczej jest w Dublinie, który dopiero obecnie naprawdę realizuje swe stare marzenia o byciu miastem kosmopolitycznym, jak Londyn (do czego nikt w Dublinie się nie przyzna!), Paryż czy Nowy Jork. Tubylcy powiadają, że aby wypić kawę w barze, trzeba tu znać ze dwadzieścia języków, z czego najmniej przydatny jest irlandzki.

Popatrzmy więc, ograniczając pole obserwacji do Grafton Street, krótkiej, ale pełnej wytwornych sklepów uliczki w centrum i jej okolic.

Oto facet sprzedaje coś niedużo większego od pudełka zapałek, w kształcie rombu: są to podobno najmniejsze latawce na świecie. Ale oto obok idą dwie nastolatki. Jedna coraz to poprawia na tej drugiej sukienkę, w której długie, odważne rozcięcie z boku uparcie przesuwa się - jakby to powiedzieć - w kierunku pępka. Z przeciwka zaś zbliża się młody człowiek w jasnoczerwonej bluzie, z jakże charakterystycznym, białym napisem na piersiach: CCCP. Po chwili pojawia się drugi tak samo ubrany, za moment jeszcze jeden.

- ?????. Sprawę wyjaśnia okno wystawowe magazynu Next Store: pełno tu manekinów z takimi właśnie bluzami.

Kawałek dalej duże, oświetlone okna pomieszczenia w przyziemiu: wewnątrz nikogo, tylko cztery uprzątnięte biurka, a na nich komputery. Na oparciu jednego z krzeseł przewieszona byle jak, jakby w pośpiechu, spódnica...

Nieopodal ruchliwe skrzyżowanie i długie kolumny pojazdów. Facet na chodniku, rozmawiając przez telefon, daje znaki kierowcy w czekającym na zielone autobusie. Ten otwiera drzwi, ale tamten wcale nie wsiada, tylko coś mówi. Kierowca wstaje, schodzi na stopień i cierpliwie coś tłumaczy, intensywnie gestykulując. Zapala się zielone, potem znowu czerwone. W długiej kolejce pojazdów nikt nie protestuje. Irlandia.

Wróćmy jednak do wątku hotelowo-telekomunikacyjnego. Otóż w pokoju, w którym mieszkam, jest sprytny telewizor. Oprócz pilota ma osobną klawiaturę i konsolę do PlayStation. Można wybrać program radiowy, telewizyjny (ogólny i płatny) oraz gry lub Internet. Korzystanie z Internetu jest - a jakże - płatne, a jedna minuta kosztuje 13 eurocentów (PlayStation 7,50 euro za godzinę). Dla porównania, kafejki internetowe w mieście liczą sobie 5-6 eurocentów za minutę, uczniom dają 20% zniżki i za darmo nagrywają (tam mówi się wypalają) kosztujące 1 euro płyty CD-RW.

W Polsce są jeszcze hotele, które za darmo i bez ograniczeń pozwalają korzystać z Internetu: wystarczy mieć ze sobą komputer z kartą sieciową. Pisząc to zakładam, że hotelarze mają własne pisma zawodowe i nie czytają tego tygodnika, a już na pewno jakichś tam w nim felietonów.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200