Bombka (pół)megabajtowa

Witając po wakacjach, mam nadzieję, że się udały. To jest, że Państwo odpoczęli od komputerów. Mnie udało się tylko częściowo, bo tego lata nie wziąłem urlopu, postanowiwszy ten okres spędzić na stanowisku, jak kapitan. Nie żeby coś tonęło, ale uznałem, że we wrześniu także można mieć dobrą zabawę, a letnia nieobecność personelu biurowego daje poczucie relaksu. Jednakże dzięki przyjacielowi z Polski (dziękuję, Jurku!) ostatnie miesiące wcale nie były pozbawione przyjemności.

Witając po wakacjach, mam nadzieję, że się udały. To jest, że Państwo odpoczęli od komputerów. Mnie udało się tylko częściowo, bo tego lata nie wziąłem urlopu, postanowiwszy ten okres spędzić na stanowisku, jak kapitan. Nie żeby coś tonęło, ale uznałem, że we wrześniu także można mieć dobrą zabawę, a letnia nieobecność personelu biurowego daje poczucie relaksu. Jednakże dzięki przyjacielowi z Polski (dziękuję, Jurku!) ostatnie miesiące wcale nie były pozbawione przyjemności.

Otóż otrzymałem książkę-prezent, którą - jak sądzę - powinien przeczytać każdy komputerowiec. Stanisław Lem zebrał felietony, pisywane do polskiej edycji PC Magazine w ostatnich latach, i opublikował je pod interesującym tytułem Bomba megabitowa. Autora nie trzeba nikomu przedstawiać, nawet i w moich felietonach pojawił się swego czasu jako jeden z tych, którzy wykończali komunę. Zresztą w zebranych tekstach Lem nieraz wspomina, jak to dzielnie walczył z minionym systemem, a i dziś Obłoku Magellana wznawiać nie pozwala "bo to jest 'utopia komunizmu'". Po czym frontalnie i skutecznie atakuje Internet, przypominając, że on to już wszystko kiedyś wymyślił: "To, co dziś zwie się data base i co głównie stanowi zasoby informacji przeznaczonych dla rozmaitych ekspertów albo 'sekciarzy' (Internet mam na myśli), w 'Obłoku Magellana' nazwałem trionami". Skromny jest Lem, nawet gdy pisze o sobie w trzeciej osobie: "Pewna sawantka... w opublikowanej recenzji z Lema zauważyła podobieństwo koncepcji, jakimi stoi dzieło noblisty J. Monoda 'Przypadek i konieczność', do koncepcji, jakimi stoi sporo mojej twórczości". Jest oczywiste, że krakowski fantasta słusznie oczekuje nagrody Nobla. Skoro dostała ją Szymborska za jakieś wierszyki, to tym bardziej należy się ona Lemowi.

Bowiem Lem nie tylko dokładnie przewidział rozwój technologii. Mistrz jest specjalistą i znawcą wielu dziedzin nauki. Na przykład, kiedy pisze: "Tranzystor, podstawowa jednostka przechowywania informacji na 'chipie', 'pamięta' jedną cyfrę", dyskretnie daje nam do zrozumienia, dla kogo przeznaczone są jego teksty. Albo gdy jednym słowem przekreśla metafizyczną miałkość tzw. ważnych teorii: "Matematyka (Goedel np.) okazuje swoją zawodność". W świecie Lema wszystko jest jasne i proste, bo zostało opisane trzydzieści kilka lat temu i dopiero teraz jacyś przypadkowi ludzie tworzą podobne urządzenia. Może dzieje się tak dlatego że - jak sam podkreśla - "nie pisałem o tym dawno wprost, gdyż wydawało mi się to nazbyt oczywiste". Jasne, nie dla każdego wizje mistrza są zrozumiałe, szczególnie gdy zanurza się on w biologii molekularnej. Czasami wręcz ostrzega: "Będę mówił o sprawach zarówno trudnych, jak i obecnie całkowicie nieweryfikowalnych". Szczególnie o takich sprawach trzeba głośno mówić. Bo szum informacyjny Internetu wszystko zagłusza. Ta wizja zagłady poprzez Internet (do której subtelnie nawiązuje tytuł zbioru Lema) powinna być bliska każdemu użytkownikowi komputera. Odłączcie się, zdaje się wołać wielki wizjoner. Ale ten okrzyk zagłuszają auta: "Nie poważę się przewidywać, czy za sto lat sieć nie stanie się naszym głównym wrogiem, a może zabójcą, jakim już stała się światowa motoryzacja".

Nie mam żadnych wątpliwości, że w swym opus magnum Stanisław Lem włączył się w ten nurt naszej cywilizacji, który zapoczątkował ks. prof. Włodzimierz Sedlak publikacjami o bioelektronice. Powiedziałbym nawet, że twórczo rozwinął Sedlakowskie koncepcje "fotonowo-fononowych siatek dyfrakcyjnych", dając nam wizję elektronicznej duszy-sieci. Niestety, jak trafnie zauważa, nie wiemy gdzie w tej sieci znajduje się świadomość, bo "trudno... powiedzieć o niej, że jak Wisła, rozciąga się od Tatr do Bałtyku". Rzeczywiście, trudno!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200