Anonimizacja

W obecnej rzeczywistości coraz więcej obiektów jest uwiecznianych na cyfrowych fotografiach. A między tymi obiektami jeżdżą samochody, przechadzają się ludzie. I to generuje problem, bo trzeba odzierać ich z tożsamości, jeśli zdjęcia mają być udostępnione publicznie.

W firmie Lokalnego Informatyka postanowiono zaprezentować na portalu fotografie nowej siedziby. Ze zdjęć biła radość, obfitość i nowoczesność. Pokazano też nowy parking, a na nim samochody pracowników i klientów. Zdecydowano się na uwiecznienie roboczego ruchu wokół firmy, aby nie prezentować pustkowia, co mogłoby robić wrażenie, że nikt tu nie pracuje i nikt nie załatwia interesów. Parking to nie lada atrybut, stanowiący, że firma jest postrzegana jako dbająca o wygodę klientów.

Niemniej i tak zrobił się szum, że opublikowano zdjęcia pojazdów wraz z ich numerami rejestracyjnymi. Lokalny obstawał przy zdaniu, że numery rejestracyjne nie są danymi osobowymi, więc nie ma o co kruszyć kopii. Ustawa o ochronie danych osobowych nie mówi niczego o samochodach. Fakt, że można poprzez nie zidentyfikować właścicieli. Ale ustawa wyraźnie podkreśla, że trzeba byłoby to zrobić bez ponoszenia zbyt dużych nakładów i wysiłku. A jak wiadomo, dotarcie do jakiegoś wykazu kojarzącego samochody z ich właścicielami do prostych zadań nie należy. Chodziło w sumie bardziej o to, że ze zdjęcia od razu widać, jakimi wozami Dyrekcja się porusza. Lokalny oponował, że rozeznanie w tej sprawie mogą mieć jedynie co bardziej wdrożeni pracownicy, a nie przypadkowi internauci. Zresztą, czemu ktoś miałby od razu myśleć, że są to pojazdy Dyrekcji, a nie na przykład pracowników?

Niestety, w tle zdjęcia widoczne są również prywatne domy - pech, firma nie leży na odludziu. Padł więc pomysł, aby spytać właścicieli tych posesji, czy sobie życzą czy raczej nie. Lokalny przytoczył na tę okoliczność casus losów Google Street View w Niemczech, gdzie osobom zainteresowanym musiano udostępnić mechanizmy anonimizacji budynków. Stwierdzono jednak, że w Polsce jest większy luz i nie będą na razie robić z tego problemu. Gorszą sprawą okazała się kwestia tych dwóch osób, prawdopodobnie klientów, którzy zostali uwiecznieni na fotografii. W zasadzie problemem był tylko jeden osobnik, bo drugiemu twarz nie wyszła wyraźnie, więc był trudno rozpoznawalny. Dyskutowano, co z tym fantem zrobić. Malowanie czarnego paska na twarzy jakoś nikomu do gustu nie przypadło. W końcu uradzono, że zostanie, jak jest, a w razie gdyby klient był awanturujący się, to mu się wytłumaczy, że to nie on, tylko jakiś sobowtór.

Jedno małe zdjęcie, a tyle trosk. Czyż nie lepiej było sporządzić jakąś gustowną grafikę, jakiś obrazek malowany z widokiem na firmę? Na czymś takim można zmalować co się chce, co jest nawet piękniejsze niż w rzeczywistości i nikt się nie przyczepi. Czy na wirtualnym portalu trzeba umieszczać rzeczywiste zdjęcia?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200