Zalety posiadania

Prawdziwy mężczyzna powinien w życiu swym spłodzić syna, zasadzić drzewo i wybudować dom. Z pierwszego udało mi się wywiązać, natomiast z dwoma pozostałymi wymogami jestem nieco na bakier. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek jakieś drzewo zasadził, natomiast różne odmiany krzaczków, owszem. Co do budowy domu, to nawet w myślach się nie przymierzam, a na usprawiedliwienie mogę dodać, że brałem współudział w budowie różnych domów, co może będzie mi zaliczone jako całość jednego.

Prawdziwy mężczyzna powinien w życiu swym spłodzić syna, zasadzić drzewo i wybudować dom. Z pierwszego udało mi się wywiązać, natomiast z dwoma pozostałymi wymogami jestem nieco na bakier. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek jakieś drzewo zasadził, natomiast różne odmiany krzaczków, owszem. Co do budowy domu, to nawet w myślach się nie przymierzam, a na usprawiedliwienie mogę dodać, że brałem współudział w budowie różnych domów, co może będzie mi zaliczone jako całość jednego.

Pozostańmy jednak przy temacie potomstwa. Posiadanie singlowego potomstwa ma, jak wszystko zresztą, pewne zalety, ale i wady. Na jedynaka trzeba mniejszych nakładów wychowawczo-finansowych, za to pozbawia się go możliwości dorastania w kręgu rodzeństwa. W moim przypadku, co się stało, to się nie odstanie - oby nie, bo dzieci w rodzinie spodziewam się raczej w postaci wnucząt aniżeli własnych.

Dzięki posiadaniu jedynaka odpadają także zawiłości związane z przekazywaniem mu ewentualnego spadku. Zakładam, że jakąś masę spadkową po sobie pozostawię, oprócz wspomnień, które są najcenniejszą wartością, chociaż nie dla wszystkich. Załóżmy, że pozostawiłbym dosyć pokaźną biblioteczkę - od pozycji bardziej wartościowych, po całkowite buble. Jeden syn - nie ma problemu. A gdyby ich było dwóch? No właśnie - nikt, zazwyczaj, nawet jeżeli sporządza testament, nie wypisuje listy pozycji bibliograficznych, bo by go szlag trafił już od samego spisywania. Tak więc dwóch spadkobierców dostaje spory zasób, dosyć niewymierny w żadnych wartościach i "dzielta się jak chceta". Jeden bardziej podatny na wartości materialne wybrałby zapewne książki ładniej oprawione, kolorowe, z pozłotkami. Drugi szukałby dla siebie czegoś bardziej wartościowego pod względem zasobu informacyjnego - książek poszarzałych na nieefektownym papierze, których reedycji już się nie uświadczy, za to będących skarbnicą wiedzy. Gdyby była zgoda między nimi, to w porządku. Co jednak, gdyby nie mogli dojść do porozumienia?

Wielką szansę w rozwikłaniu tego typu problemów widzę w stopniowym przechodzeniu na wydawnictwa elektroniczne. Gdyby biblioteczka zamiast z wolumenów drukowanych składała się z dysków kompaktowych, sprawa wyglądałaby o niebo lepiej, gdyż wszystkie CD prezentują się prawie tak samo ładnie. Gdyby jednak jeden ze spadkobierców był szczególnie ukierunkowany na estetykę zasobów, w których posiadanie miałby wejść, można by mu zaserwować luzem okładki z CD, drugiemu zaś same tylko krążki z informacją. Byłaby zgoda i każdy otrzymałby, na czym mu zależy. Myślę, że to jest właśnie objaw potencjalnych możliwości oddziaływania Nowej Ekonomii na jednostki ludzkie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200