Zabawa w wynalazki

Pani Moda ma swoje kaprysy, którym piękna pani musi ulegać. Dostałem swego czasu od swojego szefa pewne małe urządzonko, przypominające wyglądem zamykany kalkulatorek.

Pani Moda ma swoje kaprysy, którym piękna pani musi ulegać. Dostałem swego czasu od swojego szefa pewne małe urządzonko, przypominające wyglądem zamykany kalkulatorek.

Służyć miało do pamiętania różnych rzeczy za mnie. Otwierało się, przedzierało przez zestaw kodów, mówiło: - We wtorek o czternastej pójść na obiad, bo później do późnego wieczora nie będzie czasu. Albo: - Kupić pastę do zębów. No i oczywiście: - Sprawdzić czy firma X rzeczywiście ma w swojej ofercie usługę, o której napisała. Przy okazji umówić się na spotkanie z... Wszystko, co się do urządzonka mówiło, ono zapamiętywało. Nie trzeba było więc niczego pamiętać. Jak człowiek chciał sobie coś przypomnieć, znów się je otwierało, opatrywało kodem i słuchało: - We wtorek... itd.

Przyznam, że uprawiałem tę komiczną zabawę trzy dni. Zwierzałem się memu ponoć wcale nie taniemu urządzonku w domu, na ulicy, w samochodzie i w tych samych miejscach wysłuchiwałem następnie jego poleceń, będących w gruncie rzeczy moimi poleceniami. Nie zdarzyło mi się ani razu, abym usłyszał z mego urządzonka coś, o czym bym nie wiedział, a w większości przypadków słyszane polecenia były już nieaktualne. Jednym słowem mało brakowało, a moje drobne urządzonko zrobiłoby ze mnie idiotę. Podarowałem je więc następnej osobie i z tego co wiem, osoba ta oszczędziła następnym osobom dojścia do tego samego wniosku, ponieważ urządzonko od dawna leży na dnie szafy.

Wspominam te humorystyczne chwile nie bez przyczyny. Okazuje się, że coraz więcej reprezentantów myślącego gatunku ulega potrzebie wsparcia ze strony różnego rodzaju elektronicznych notatników, nieustannie miniaturyzowanych i udoskonalanych. Starałem się w różnoraki sposób dostrzec wynikające z tego korzyści, ponieważ zakładam, że wydatek często rzędu kilkudziesięciu milionów nie może wiązać się wyłącznie ze zrobieniem sobie przyjemności. Ale niestety wychodzi na to, że jest to jedyna przyczyna związania swego życia z elektroniczną zabawką, której obecność przy boku nie tyle wynika z rzeczywistych potrzeb, a z potrzeby pokazania, że się urządzonko takowe ma. Cena mody i prestiżu jest widać ciągle wysoka, bo to nie tylko wartość tych wynalazków, ale także czas - który się traci - chcąc otrzymać z ich strony wsparcie.

Nie ukrywam, że czuję się w tym otoczeniu nieswojo. Wychodzi bowiem na to, że jestem człowiekiem staroświeckim. Nijak nie mogę dojść do poziomu, w którym potrzebował będę czegoś więcej niż kartki papieru i długopisu. Co ciekawe, tendencja do otaczania się bezużytecznymi narzędziami nie dotyczy wyłącznie pojedynczych osób. Słychać coraz częściej opinie, że przedsiębiorstwa, rozglądające się za poważnymi systemami informatycznymi (te przynajmniej na zewnątrz mają normalnych rozmiarów klawiatury), powinny nierzadko raczej udać się do sklepu papierniczego, by nabyć papier i ołówek. Ale cóż, Pani Moda ma swoje kaprysy... Sądzę nawet, że gdyby ktoś potrafił wykreować modę na specjalne klamerki do ściskania nosa przy konsumpcji niektórych gatunków sera, wielu z nas szczyciłoby się możliwością ich użycia.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200