Wydało się

Zupełnie niedawno przeprowadzałem na tych łamach wywody dotyczące życiorysów zawodowych, a w tym kontekście szczególnie bezlitośnie rozprawiałem się z bezkrytycyzmem kandydatów do pracy, nieodróżniających umiejętności rzeczywistych i urojonych.

Zupełnie niedawno przeprowadzałem na tych łamach wywody dotyczące życiorysów zawodowych, a w tym kontekście szczególnie bezlitośnie rozprawiałem się z bezkrytycyzmem kandydatów do pracy, nieodróżniających umiejętności rzeczywistych i urojonych.

Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak szybko przyjdzie mi sprawdzić w praktyce prawdziwość moich wywodów. Po przeprowadzeniu szeregu rozmów kwalifikacyjnych wiem jedno - znalezienie sensownego kandydata nie jest zadaniem trywialnym.

Prawdą jest, że ludzie w dalszym ciągu nie potrafią czytać ze zrozumieniem. Już spieszę z udowodnieniem tej tezy. Otóż w publikowanej ofercie pracy zamieściłem na czołowym miejscu wymóg co najmniej pięcioletniej praktyki w programowaniu baz danych. I kto zgłasza swoją kandydaturę w odpowiedzi na takie wymagania? Przede wszystkim absolwenci uczelni z tego lub ubiegłego roku. Uprzedzając (bo zapewne znalazłyby się) głosy mnie krytykujące, wyjaśniam więc dalej. Co prawda na studiach można cokolwiek przećwiczyć z baz danych, można nawet dorobić sobie, projektując taki czy inny portal w oparciu o MySQL, czy wykonać bazę adresową w Excelu, ale nie jest to działalność o charakterze ustawicznym i profesjonalnym. Człowiek zawodowo praktykujący zajmuje się daną problematyką dzień w dzień aż do znudzenia, student natomiast od przypadku do przypadku, bo przecież musi się uczyć. Uczyć? Cóż za nietakt z mojej strony. Który student traci dziś czas na naukę? To zresztą generalnie widać i słychać.

Tak więc pojawiali się kandydaci legitymujący swe kontakty z bazami danych jakimś epizodem z czasów uczęszczania do technikum lub wręcz nie mający żadnego praktycznego doświadczenia, a jedynie motywację - przynajmniej na piśmie. Po przeczytaniu całej masy nadesłanych CV, wybrałem na rozmowę kwalifikacyjną oferty wyglądające nieco rozsądniej. Przesłuchania kandydatów rozwiewały skutecznie moje pozytywne nastawienie. Spytałem jednego z aplikantów o umiejętności w zakresie Transact SQL, bo wysmarował to na pierwszej pozycji przy bazach danych. Odpowiedział rozbrajająco szczerze, że znalazło się to przez przypadek, gdyż... zapomniał wymazać, choć miał taki zamiar. A to znowu ktoś zapytany o język programowania, do znajomości którego przyznał się na piśmie, wyjaśnia, że zna i owszem, bo miał z tego zaliczenie na studiach. Inny delikwent z kolei utrzymywał, że radzi sobie z dokumentacją po angielsku. Sprawdziłem na krótkim tekście z pierwszej lepszej książki dotyczącej programowania. Jedyne, co zrozumiał, to chyba numer strony.

Zdarzyły się też próby zaocznego korygowania stosowanej u potencjalnego pracodawcy technologii, która jest "be", bo stara. Kandydat zna tylko nową, która jest według niego dobra, a przynajmniej tak mu się wydaje, bo nie zna żadnej innej. Bywały także oferty z odległych zakątków kraju, a nawet jedna z zagranicy. Te pierwsze to chyba pomyłkowe, bo nie zakładam, aby ktoś z Gdańska lub Puław chciał przenieść się do Katowic. Nie dlatego, że miasto akurat brzydkie, ale opłacalność transferu mała. Natomiast gościa z zagranicy chętnie widziałbym w swoim zespole, niestety miałby on poważne problemy z dogadaniem się po angielsku. A ja za tłumacza językowego ani myślę występować. Mam już i tak dosyć problemów z przekładaniem wymagań użytkowników na język zrozumiały dla programistów.

Jedno, w czym dobrze kandydaci się sprawdzili, to szacowanie swoich oczekiwań finansowych. Były one w większości dobrze wpasowane do akceptowalnego przez nas przedziału. Co z tego jednak, skoro nie znajdą u nas zatrudnienia. A mogło być tak pięknie, ale jak zwykle na przeszkodzie stanęła rzeczywistość, udowadniając, że można ładnie pisać o sprawach, o których nie ma się pojęcia.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200