Widmo uwolnione

Na tegorocznych poznańskich targach Mediaexpo połączono główny temat, czyli przekaz telewizyjny z technikami druku średnio- i wielkoformatowego. W sumie całość była trochę jak ten pasztet z konia i zająca - powierzchnia zajmowana przez drukarstwo była jak jego format - wielka, 5, może 10 razy większa niż obszar medialny, wliczając weń nawet salkę konferencyjną.

Nazywanie tej ostatniej salką było zresztą mocno na wyrost, bo była to wydzielona ściankami z tkaniny, otwarta od góry, część hali wystawowej. Słyszeć o czym mowa udało mi się tylko dlatego, że przezornie zająłem miejsce blisko głośnika.

Wracając do części drukarskiej - mimo imponującej powierzchni i jeszcze bardziej imponujących formatów obrazów zwolna wysuwających się z drukarek, nie zrobiła ona jakoś na mnie większego wrażenia. Nad halą górował sięgający sufitu bernardyn (pies, nie zakonnik) z tradycyjną beczułką na szyi. Umieszczony gdzieś z boku, wraz z misiem a la Bareja i wielkim butem sportowym, który w pierwszym momencie wziąłem za dużą motorówkę z kabiną, pies ten wyglądał jak pozostałość po poprzednich targach, której nie zdążono uprzątnąć.

Pośród licznych marek maszyn drukujących rozpoznałem tylko Rolanda, który kojarzy się z pierwszymi, miniaturowymi ploterami sprzed lat. Reszta to była terra incognita, ale widząc te wszystkie wielgachne plakaty, nie sposób było nie kojarzyć tego z totalnym bałaganem przestrzennym, jaki wszędzie u nas panuje. Dzieje się tak zapewne za przyzwoleniem lokalnych władz, dla których kilka złotych dochodu ważniejsze jest od estetyki otoczenia: każdy stawia, lepi i wiesza co chce i gdzie chce, a efekt końcowy jest gorszy niż propagandy wizualnej za poprzedniego reżimu, której było mniej i nocą jej nie oświetlano.

Do drukarzy przytuliła się na targach chińska uliczka - co najmniej kilkanaście boksów firm chińskich.

W części medialnej dominowały kompletne studia i tradycyjne (jeżeli drugi raz, to już tradycja) stoiska Fergusona i TechniSata. Jedno i drugie z całą gamą produktów.

Najważniejsze były, jednak, seminaria, a pośród nich to, w którym udział wzięli: prezes UKE, przewodniczący KRRiT, przedstawiciel Ministerstwa Kultury oraz szefowie PIRC i PIKE. Temat - cyfrowa telewizja naziemna.

No i tu dowiedzieliśmy się, że jak szybko nie będzie ustawy, która przypisze obowiązki wszystkim zainteresowanym, to nie będzie nic. Nic - to znaczy nie tylko nie będzie telewizji cyfrowej, ale przyjdzie moment, że, na mocy porozumień unijnych, będziemy musieli wyłączyć i analogową. Bo na tych kilku obszarach (Warszawa, Poznań, Zielona Góra, Żagań), gdzie już nadajemy cyfrowo, ma to ciągle status testów i wyprzedzili nas już nie tylko WSZYSCY sąsiedzi, ale również niektóre kraje afrykańskie. Ten z panelistów, który podał tę informację zaznaczył, że tylko polityczna poprawność nie pozwala mu powiedzieć, kto i za kim jest tu o kilka lat.

Wszyscy paneliści zgodzili się, że komercja, czyli telewizja zwana jeszcze publiczną, kabel i platformy satelitarne już podzieliły tort między siebie i mało kto jest jeszcze w ogóle zainteresowany nadawaniem cyfrowym. Multikpleksów miało być siedem, a według Prezes UKE obecnie brakuje kompletu nadawców nawet na trzeci, skąd do siódmego bardzo jeszcze przecież daleko. Dla porównania - Czesi tu i tam uruchamiają już piąty.

Bardzo dobrze przygotowana prowadząca dyskusję panelistów co i raz wracała do sprawy zwolnienia częstotliwości za sprawą przejścia od nadawania analogowego do cyfrowego, co w branżowym żargonie jest określane uwolnieniem widma. I tu można z całym przekonaniem stwierdzić, że ten etap w Polsce mamy już za sobą. Widmo w tej sprawie uwolniliśmy już dawno. I to niejedno.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200