Viagra dla edytora

Chyba się ostatnio zestarzałem. Nic zresztą dziwnego - mam już dobrze ponad 40 lat, czyli z pewnością przeżyłem większą cześć aktywnego życia mężczyzny. Prawdziwego mężczyzny, polskiego komputerowca. Nic mnie już nie podnieca.

Chyba się ostatnio zestarzałem. Nic zresztą dziwnego - mam już dobrze ponad 40 lat, czyli z pewnością przeżyłem większą cześć aktywnego życia mężczyzny. Prawdziwego mężczyzny, polskiego komputerowca.

Nic mnie już nie podnieca. No, może przesadzam, że nic, ale na pewno jest mi trudniej. Podam przykład z życia biurowego. Jak się nówka pojawia, to nawet głowy znad klawiatury nie podnoszę. Ba, nawet jednego słowa nie powiem, bo bardziej mnie bawi grzebanie w kodzie źródłowym bazy danych niż podziwianie jakichś nowości.

Ale takie właśnie jest życie edytora pisma komputerowego: wszystko się już widziało. Co tam jakaś jedna nówka, jeśli każdy większy sprzedawca ma ich zawsze kilka pod ręką. Było się ostatecznie na tylu różnego rodzaju targach komputerowych z nieprzeliczonymi zastępami długonogich i długowłosych hostess, które usiłowały zwabić do jakiegoś podłego stoiska, że nic, a nic już człeka nie bierze. Jakaś nówka, cholera...

A doświadczenia konsultanta? Tyle niedoszłych komputerówek rzęsami trzepotało, usiłując mi wytłumaczyć, że one tylko ten jeden, jedyny raz "O, tu!" przycisnęły, a poza tym "Panie Kubo, jak zdrowa jestem, nic nie robiłam!" wyszeptać, skromnie spuszczając wzrok niby to na klawiaturę. Na klawiaturę...

Nie wspominam o pewnej grupie studentek, które po kilka razy kazały sobie tłumaczyć działanie klawisza Tab, jakby ich zupełnie nic innego nie interesowało. No, może poza zaliczeniem... Ale jakże mi było tłumaczyć, że ja nie jestem dosowiec i właściwie to tylko przez przypadek się przed nimi znalazłem?! Przecież by człowiekowi nie uwierzyły.

Mało w sumie zmieniało się przez te lata. Choć po prawdzie co i rusz któregoś z kolegów niemoc dotknęła. Jak napisał poeta: "Bo paraliż postępowy najzacniejsze trafia głowy". Oj rzeczywiście, od tego siedzenia przed monitorem dostać można paraliżu, nie wiem tylko, czy jest on postępowy! Chyba że postęp mierzy się w unifikacji. Ja w każdym razie starałem się zawsze nieco pod prąd, bo nie wiadomo było co człowieka w głównym nurcie spotkać może.

Jakoż i stało się - przyszła i na mnie długo wyczekiwana odmiana. Chyba poczułem wiosnę, a może po prostu zmęczyłem się konwertowaniem plików żony (tej samej od ponad dwudziestu lat, co mogłoby wiele tłumaczyć). Dość powiedzieć, że podjąłem męską decyzję. Wprawdzie harleya nie kupiłem, ale zainstalowałem cały MS Office, odpaliłem i cóż się okazało?

Ano, możecie sami Państwo spróbować, jak to jest być starzejącym się komputerowcem, który nic nie rozumie. Wystarczy wpisać "Unable to follow directions" (bez cudzysłowów) w programie MS Word 97 lub 98, jeśli używacie Państwo Mac OS. Zaznaczamy tekst, wciskamy podnośnik-F7 (czyli otwieramy tezaurus) i widzimy diagnozę: "Unable to have an erection" (chyba nie muszę tłumaczyć, co to znaczy). Nie przesadzam! Bezlitośnie, na chama, wprost, bez żadnych osłonek. Nie potrafisz stosować się do wskazówek, no to masz... Uwaga, trzeba mieć wersję amerykańską programu. Wersja angielska nie działa tak samo, może dlatego że Viagra nie jest na razie sprzedawana w UK.

To chyba pierwszy przypadek w dziejach komputeryzacji, gdy edytor tekstowy sam z siebie udziela człowiekowi porad życiowych. Coś mi się widzi, że dowcipnisie z Redmond postanowili nauczyć życia takich jak ja, znudzonych i zblazowanych "ekspertów". I chyba im się udało!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200