Udział osobisty

Do rangi tak zwanego obciachu, mówiąc kolokwialnie, mogą pretendować różne zjawiska, i to w rozmaitych dziedzinach. Najczęściej są to pewne rodzaje zachowań bądź estetyki, które określane bywają potocznie jako wiocha, co z reguły nie jest sprawiedliwe dla mieszkańców tej ostatniej.

Dla niektórych wyrazem obciachu jest noszenie skarpetek do sandałów, złota koronka na zębie czy lateksowa odzież. Dla innych obciachem będzie publiczne dłubanie w zębach lub niezbyt inteligentne odezwania. Wszystko to jest sprawą względną i zależy od ogólnie przyjętych norm estetycznych w danym społeczeństwie.

W moim pojęciu miano obciachu należy się pewnym postawom z gatunku bufoniastych, kiedy to osobnik mający zawyżone o sobie mniemanie prezentuje postawę w rodzaju „co to on nie może”. Przekonanie o wielkości jest o tyle błędne, że moc ta nie wynika z racji osobistych umiejętności, a z odpowiedniego ustosunkowania w określonych strukturach. Gdyby takiego gościa obedrzeć z układów, stałby się potulny jak baranek i mógłby wtedy tylko tyle, ile sam potrafi. A najczęściej potrafi niewiele, bo od lat zajęty jest udowadnianiem, czego to on nie może.

Tego rodzaju postawy dają znać o sobie w przypadkach krytycznych, kiedy to wyższy rangą przełożony zaczyna odgrażać się, że będzie musiał osobiście zająć się sprawą i osobiście dopilnować. Określnik „osobiście” ma stanowić straszak na pracowników, którzy nie potrafią się uporać z problemem. Podobnie jak dawniej w strukturach militarnych czy partyjnych, gdy ktoś z góry trudził się osobiście, to już nie były przelewki i na ogół wszyscy drżeli w obawie przed konsekwencjami, tak i w dzisiejszym komercyjnym lub specjalistycznym wydaniu ten osobisty udział kogoś z naczalstwa, poza strachem wynikającym z obaw o swoje jutro, może niekiedy wzbudzać uśmiech politowania z tytułu ogromu niewiedzy, jaki dany fatygant reprezentuje.

Osobiście to może prezes pojechać na budowę i zobaczyć, czy dół pod fundamenty wykopany. Wtedy zrozumie trudności związane z opóźnieniem. No, ale żeby osobiście chcieć przyjrzeć się, czemu coś tam w systemie komputerowym nie działa, to już trochę zbyt ambitne zadanie. Nie wiadomo na ogół, jak człowiekowi sprawę wytłumaczyć, aby cokolwiek z tego zrozumiał. Osobistego wykonania poprawek lepiej mu nie proponować, chociaż literalnie rzecz biorąc, byłoby to jedyne słuszne postępowanie. Skoro chciał osobiście, to proszę bardzo. Trochę zapewne nadętemu gościowi powietrza by uszło. Zawsze łatwo ocenia się pracę, której się nie wykonuje. Moim zdaniem lepiej byłoby, gdyby przełożeni zajmowali się „osobiście” organizacją pracy i zapewnieniem warunków jej realizacji niż wykonywaniem inspekcji, z których oprócz zastraszenia nie wynika zbyt wiele.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200