Trzeba się przyzwyczaić

W moim ulubionym Wired przeczytałem o "dobrych hakerach", którzy poprzysięgli celebrytom zemstę. Włamują się na ich konta, kradną komórki, a następnie wpuszczają prywatne zdjęcia do sieci. Powodem zemsty ma być tabloidyzacja internetu - miano najpopularniejszych serwisów zyskują te zajmujące się plotkami z życia gwiazd. W nich zaś - najwięcej "hitów" mają mniej albo bardziej (na ogół jednak bardziej) prywatne zdjęcia celebrytów.

Na to wszystko nakłada się wszechobecność smartfonów wyposażonych w aparaty fotograficzne i łącze internetowe. W każdej chwili, każdemu można zrobić dowolne zdjęcie i sekundę później wysłać je na Facebooka albo Pudelka. Nie znasz dnia ani godziny, kiedy uchwycą cię w niewygodnej sytuacji, o której za chwilę wiedzieć będzie cały świat.

Celebryci uprawiają rodzaj gry z mediami, ale prawdziwy kłopot mają ludzie, których praca wymaga tzw. autorytetu społecznego: nauczyciele, urzędnicy, menedżerowie, pracownicy wymiaru sprawiedliwości, itd. Znajomy naukowiec opowiadał mi, że w jego instytucie zupełnie poważnym tematem dnia były rozważania czy młoda pani doktor, której zdjęcia zamieszczone zostały przez byłego chłopaka w internecie, może nadal wykładać na "męskich" kierunkach politechnicznych. Akcja prawna, podjęta przez poszkodowaną, była skuteczna - ale co z tego, skoro zdjęcia krążyły wśród jej studentów?

Nie będzie lepiej, będzie gorzej. Żadne ograniczenia prawne ani techniczne nie są w stanie ochronić naszej prywatności przed wszechobecnym obiektywami i łatwością rozpowszechniania treści.

Jest tylko jedna rada, jak sobie z tym poradzić. Musimy zacząć przyzwyczajać się do życia w świecie, w którym prywatność jest luksusem, a normalnoścą jej brak. Wychowawczyni naszego dziecka ma prawo bywać na szalonych imprezach, na których to i owo wysmyknie im się jej spod sukienki. Zaś pani sędzia, która orzeka w sprawie gospodarczej, na piersiach nosząc łańcuch z orłem reprezentującym majestat Rzeczpospolitej, przez dwa tygodnie w roku opala te piersi nad Morzem Śródziemnym. I nie umniejsza to ich autorytetu. Nic nam do tego.

Cała reszta to próby zawracania Wisły kijem, o tyle niebezpieczne, że oczekując od ludzi, by byli idealni 24 godziny na dobę, oddaje się pole złym ludziom z tabloidów i grup przestępczych stosujących szantaż i zastraszanie.

Nie sympatyzuję z działaniami "dobrych hakerów" i wolałbym, aby hasło we are the legion było używane oszczędniej. Wszystkim zaś Czytelnikom proponuję nie klikać na linki oferujące sprzedaż czyjejś prywatności.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200