Trójfazówka

Wielu rzeczy nie udało mi się w życiu przewidzieć: co będę robił w wieku średnim i jak ważny będzie dla mnie Macintosh. Z drugiej strony, kilka zjawisk prog-nozowałem w miarę dokładnie.

Wielu rzeczy nie udało mi się w życiu przewidzieć: co będę robił w wieku średnim i jak ważny będzie dla mnie Macintosh. Z drugiej strony, kilka zjawisk prognozowałem w miarę dokładnie.

Należą do nich m.in. upadek komunizmu oraz szum czajnika (napisałem i opublikowałem poważne publikacje na ten temat, dostępne i dziś dla każdego zainteresowanego). Do osiągnięć zaliczam teorię trzech faz rozwoju technologii. Przed kilkunastoma laty opisałem ją w jedynym ówczesnym czasopiśmie komputerowym "Informatyka". Zakładałem, że teoria jest poprawna, tzn. dobrze przewiduje rozwój technologii mikrokomputerów. Tak też się stało.

Nie wziąłem jednak poprawki na tzw. czynnik MS. Po raz pierwszy czynnik ten zakłócił potrójny cykl, gdy Microsoft skopiował okienka. Nie chcę rozgrzebywać starego procesu, ale dziś nikt nie ma wątpliwości, że półprodukt, jakim były okienka wymyślone w Xerox PARC, a udoskonalony do perfekcji przez Apple, został zręcznie zaadaptowany jako nakładka do szybko starzejącego się DOS-u, będącego właśnie w fazie trzeciej, tzn. zesztywnienia i ostatecznego uformowania. Windows 3.x były z kolei typowym przykładem produktu fazy pierwszej. Nie dopracowane, wymagały pasji hobbysty do ustawienia i używania. Podobnie jak dziś NT 4.0... Pamiętam Jarosława Demineta, psioczącego na okienka podczas instalacji Ventury. Miał rację, gdyż pierwsze próby na platformie intelowskiej były rzeczywiście do bani.

Faza druga, czyli powszechnej akceptacji, nastąpiła w momencie wprowadzenia na rynek Windows 95. Pewnie nawet nie wiadomo, ile kopii produktu sprzedano, ale wartość giełdowa MS przekroczyła dwieście miliardów dolarów. Zaczęły się schody. Trudno jest sukces powtórzyć. Rozmyły się buńczuczne zapowiedzi nowych Windows co roku. Dziś nie wiadomo, kiedy Windows 98 będą w sprzedaży. Zaś Windows 95 są typowym produktem trójpolówki - ugór.

Wydarzyła się rzecz jeszcze gorsza niż nasycenie rynku. Konkurencja podpuściła rządowych biurokratów, którzy zaczęli atakować z flanki. Rzeczywiście, Windows są dziś produktem prawie monopolistycznym, ale przecież publika sama tego chciała! To nie Bill Gates przez wykup skoncentrował konkurencyjne firmy pod jednym dachem, to rynek zdecydował, że jego system wygrał.

Jeśli rzeczywiście Windows 95 zagrażają porządkowi społecznemu, to rządy muszą wykupić ten produkt i uczynić go publicznym. Wyobrażam sobie, że wersja amerykańska jest prawdopodobnie warta mniej niż pół biliona dolarów, czyli niewielki procent długu rządu amerykańskiego. Zakupienie na raty Windows 95 nie powinno drastycznie pogorszyć historii kredytowej. Podobnie wartość spolszczonej wersji Windows 95 nie przekracza zapewne stu milionów dolarów, a więc znacznie mniej niż przyjdzie nam dopłacić np. do górnictwa.

Podobną propozycję znalazłem wczoraj w najnowszym numerze The New Yorker (16/3/98, str. 34). Scott McNealy, prezes firmy Sun, proponuje Free Windows for everyone!, co miałoby się zrealizować poprzez rządowy wykup akcji Microsoftu, czyli nacjonalizację giełdową.

Niestety, myślę, że tym razem nie będzie kolejnego schodka na wyższy poziom rozwoju, gdyż wszelkie rządy ze swej natury pozbawione są skuteczności działania. Cała nadzieja w nieznanych dwóch młodych ludziach, gdzieś w garażu kończących produkt, który zrewolucjonizuje świat komputerowy...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200