Telefon zaufania

W odzewie na mój poprzedni felieton zadzwonił szef. Była to reakcja typowo telepatyczna, albowiem inaczej nie mogę uzasadnić tego zjawiska, gdyż szef nie czytuje prasy informatycznej, a moich felietonów w szczególności.

W odzewie na mój poprzedni felieton zadzwonił szef. Była to reakcja typowo telepatyczna, albowiem inaczej nie mogę uzasadnić tego zjawiska, gdyż szef nie czytuje prasy informatycznej, a moich felietonów w szczególności.

Nie czytuje ich nie z tego względu, że darzy mnie, czy może nawet informatykę, szczególną antypatią, ale on, podobnie jak zresztą pozostali w moim środowisku zawodowym, nie ma pojęcia, że cokolwiek pisuję. Tak czy inaczej zdarzenie owo sklasyfikowałbym niewątpliwie jako bezpośredni dowód istnienia oddziaływania pozazmysłowego, o czym proszę łaskawie poinformować gremia parające się wyższymi stanami duchowymi.

Tak więc zadzwonił do mnie około godziny dziewiątej wieczorem w kwestii nader pilnej i najwyraźniej istotnej, bo gdyby sprawa taką nie była, zadzwoniłby niechybnie później, co oznaczałoby, że problem nie jest palący i może poczekać. Przyzwyczaiłem się już do stawiania mnie na baczność o różnych porach dnia i nocy, przez co nie wprawiają mnie w osłupienie telefony nawet o godzinie ósmej rano w niedzielę. Muszę powiedzieć także, że życie w stałej gotowości ma swoje dobre strony, a mianowicie nie pozwala na rozleniwianie się i gnuśnienie umysłu. Co więcej, nie można zafundować sobie luksusu chorowania, nie daj Boże pobytu w szpitalu, że o zejściu nie wspomnę. Spośród wielu pozytywów na szczególne wyróżnienie zasługuje tu na uwagę bardzo silny aspekt wychowawczy, a mianowicie wychowanie w trzeźwości. Nie do pomyślenia jest, aby umysł mój skażony chwilowo alkoholem działał niesprawnie w momencie, gdy firma wymaga jego sprawności. Z tego też względu zakrapiane okazje przesunąłem na terminy dogodne dla wszystkich, gdzie mam gwarancję nietykalności, albowiem wszyscy u mnie w firmie zajęci są wówczas tym samym. Wiadomo że chodzi o 31 grudnia. Jest to metoda zweryfikowana - nikt z pracy nie dzwonił do mnie jeszcze w sylwestra, być może dlatego że z powodu przeciążenia linii telekomunikacyjnych nie sposób tego dokonać po dwunastej w nocy.

Wracając jednak do meritum sprawy i związków z poprzednim moim felietonem, gdzie uskarżałem się nad nieznajomością pojęcia domeny wśród ludzi, wyrażając przy tym nadzieję, że wreszcie nadejdą czasy, w których domena nie będzie mylona z nazwą firmy budującej domy, muszę stwierdzić, że czasy masowego uświadamiania chyba wreszcie się zaczęły. Otóż szef telefonujący o dziewiątej wieczorem potrzebował pilnie interpretacji pojęć domena oraz host.

Z zadania - mam nadzieję - wywiązałem się nieźle. Niestety, pewna zdawkowość moich wypowiedzi, co poniekąd po trosze wynikało z sytuacji, a po trosze z niewiedzy informatycznej mego rozmówcy, nie pozwoliła zaprezentować pełnej utylitarnej interpretacji nazewnictwa domenowego, zwłaszcza w kontekście poczty elektronicznej. Cóż, nie wszystko naraz - ręczę głową, że jeszcze wiele będzie tego typu okazji.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200