Szpaltownicy

Los felietonisty CW jest prosty, bo życie samo przynosi tematy. Komputery są wszędzie wokół nas i wystarczy się rozejrzeć, aby znaleźć podnietę do pisania. Czasami jednak trudno zobaczyć łopatę we własnym oku. Na szczęście, wierni czytelnicy pomagają.

Los felietonisty CW jest prosty, bo życie samo przynosi tematy. Komputery są wszędzie wokół nas i wystarczy się rozejrzeć, aby znaleźć podnietę do pisania. Czasami jednak trudno zobaczyć łopatę we własnym oku. Na szczęście, wierni czytelnicy pomagają.

Otrzymałem taki oto e-mail: "Czy list ze strony 18 CW nr 38 nie dotyczy przypadkiem Twojej osoby? A jeżeli tak, to jak sobie radzisz z takimi bzdetami?". Dzięki wysiłkom Poczty Polskiej CW dostaję mniej więcej z dwumiesięcznym opóźnieniem, zaś witryna nie zawiera akurat tego stałego elementu gazety, poprosiłem więc redakcję o elektroniczną wersję listu profesora doktora habilitowanego Andrzeja Szałasa.

Przeczytałem i pomyślałem sobie, że choć cytat nie ze mnie i nauki nigdy nie atakowałem, to jednak w jakimś sensie list ten i mnie dotyczy. A więc postanowiłem odpowiedzieć.

Po pierwsze, list pasuje jak ulał do jednej z tez mego felietonu Informatyka, tyka, tyka (CW 36/99), a mianowicie atakuje nie wiadomo kogo. Wprawdzie na łamach CW, na tej samej stronie co i ja, pisuje pewien Kowalski, lecz przecież to chyba nie jego miał na myśli pan Szałas, pisząc o Statystycznym Panu Kowalskim. Miły Adwersarzu, podstawową zasadą przyzwoitości jest nazywanie przeciwników po imieniu. Szczególnie w nauce, ale także w gazecie. Ogólniki nikomu i niczemu nie służą.

Po drugie Prof. Dr Hab. Andrzej Szałas atakując niedouczonych felietonistów zapomniał podać, jaka edukacja felietonisty jest wystarczająca, by pisywać na łamach pisma komputerowego. Magisterium na wydziale informatyki? A jeśli tak, to z jakiego uniwersytetu? A inne tytuły naukowe? Czy, tak jak w moim przypadku, wystarczy habilitacja z fizyki m.in. komputerowej? Bardzo proszę o precyzję, bo w przeciwnym razie zawsze będziemy mogli wyśmiewać innych.

Jest jeszcze dodatkowy punkt zaczepienia. Mianowicie samo słowo "felietonista" (pochodzące od francuskiego feuilleton). Osobiście wolę określenie "publicysta", bo każdy kto publikuje może używać tej nazwy. Praktyczni Amerykanie nazywają felietonistów columnists, czyli takie istoty, które wypełniają zawartość szpalt. Nie oszukujmy się bowiem: felieton to nie publikacja naukowa w recenzowanym czasopiśmie, tylko na ogół utwór lekki i łatwy w czytaniu, który ma rozerwać czytelników. Jeśli tego nie robi, tym gorzej dla autora, nawet jeśli ma on wszelkie tytuły naukowe za pasem.

Kończąc część polemiczną, muszę jednak zgodzić się z prof. Szałasem. Rzeczywiście, douczanie się jest najlepszą metodą doganiania pędzącego świata. Problem w tym, że tak jak w starym rosyjskim dowcipie: "Całej wódki nie wypijesz", tak i całej wiedzy nie da się posiąść. Jeśli ktoś jest specjalistą od relacyjnych baz danych, to z pewnością ma luki w teorii konstrukcji procesorów. Choć rzeczywiście czasami "dzisiejsza praktyka zajmuje się tym, czym zajmowała się wczoraj lub przedwczoraj nauka", to przecież fakt tworzenia wczorajszej nauki wcale nie gwarantuje znajomości dzisiejszych technologii. Najprostszy przykład to komputery osobiste, które powstały w garażach, nie zaś w laboratoriach naukowych.

Chciałbym też dowiedzieć się, co takiego napisał (niejasno?) prof. Kisielnicki, że spowodował całe to wielkie zamieszanie. Z dotychczasowej wymiany tekstów nie jest dla mnie oczywiste, o co chodzi, a numeru 34 CW jak dotąd też nie dostałem.

Felietoniści i listownicy, do piór!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200