Śmierć naszej gazety

Spędzanie wolnego czasu np. na pustyni ma swoje dobre strony. Poza oglądaniem kwitnących kwiatków (1), co jest prawdziwą ucztą dla oczu, oddalenie się od cywilizacji pozwala na zyskanie dystansu do samego siebie i do świata. Akurat tym razem w hotelu, gdzie spędzałem noc, wysiadła telewizja kablowa.

Spędzanie wolnego czasu np. na pustyni ma swoje dobre strony. Poza oglądaniem kwitnących kwiatków (1), co jest prawdziwą ucztą dla oczu, oddalenie się od cywilizacji pozwala na zyskanie dystansu do samego siebie i do świata. Akurat tym razem w hotelu, gdzie spędzałem noc, wysiadła telewizja kablowa.

Z nudów, Wysoki Sądzie, z nudów wziąłem do ręki lokalną gazetę. Nie zdarza mi się to często, bo od lat gazet nie czytam. Internetowe informacje są szybsze i łatwiej się je kartkuje, to jest chciałem powiedzieć przerzuca, znaczy się surfuje.

Lektura trzydziestu dwu stron sporego formatu wprowadziła mnie w stan szoku. Zdecydowana większość papieru została zadrukowana reklamami. Nie wiem, jaka jest proporcja reklam w typowej gazecie, ale ta akurat miała ich zdecydowanie zbyt dużo. Rozumiem jednak, że reklamy są w tej chwili jedyną podstawą egzystencji gazet. Błędne koło niskiej sprzedaży (mój egzemplarz był tzw. hotelowym gratisem) zmusza wydawcę do szukania innych źródeł zarobku. No to upycha się gazetę reklamami i potem nikt już nie chce jej czytać. Właściwie jedynymi ciekawymi wiadomościami była prognoza pogody (na pustyni zawsze jest ciepło, ale warto się upewnić) oraz program TV. W moim przypadku jednak zupełnie bezużyteczny. Z reklam też zresztą niewiele dało się dowiedzieć, bo sporo z nich zawiera odnośniki do stron internetowych. A komputera nie wziąłem, no bo niby po co komu komputer na pustyni?!

Wróciwszy do domu, rzuciłem się do ekranu, aby sprawdzić wiadomości. Okazało się, że świat dalej istnieje. Natomiast udało mi się dowiedzieć, że jeden tygodnik przewiduje śmierć gazet (2). Ostatnia podobno ma ukazać się w roku 2043. Może dożyję tego ciekawego momentu? Na razie nie mogłem pozbyć się uczucia zadziwienia: artykuł w internetowej wersji tygodnika był dostępny jeszcze przed dostarczeniem mi pisma drogą pocztową. Właściwie nie ma żadnego powodu, aby je czytać z papieru. Tym bardziej że na kredzie, czyli papierze lepszego gatunku, ekologiczne farby drukarskie rozmazują się strasznie. Po każdej czytanej sesji muszę długo myć ręce. Ale może jest to uzależnienie. Jak na razie, nie potrafię jeszcze czytać z ekranu laptopa leżąc na kanapie - ręce mi szybko słabną albo szyja sztywnieje. Używanie małego ekraniku komórki jest także bardzo niewygodne. Nawet jeśli można powiększać kawałki tekstu - opatentowane gesty Apple (3) mogą to ułatwiać. Podobno młode pokolenie, przyzwyczajone do ekranów komputerowych oraz komórek, w ogóle nie bierze już papieru do ręki. Jeśli to prawda, no to za kilkanaście lat prasa rzeczywiście umrze. Razem z moim pokoleniem.

Wyprawę na pustynię odbywałem z wiekowym wujem, który nie wyobraża sobie śniadania bez szelestu gazetowego papieru. Widzę tu między nami przepaść pokoleniową, bo ja nie wyobrażam sobie picia porannej herbaty bez czytania wiadomości z ekranu. Mój syn wiadomości, o ile w ogóle się nimi pasjonuje, czyta na ekranie komórki. Wieczorem. Trend jest b. wyraźny. Wnuk zapewne przestanie w ogóle czytać. Ciekawe, co będzie robił pijąc poranną kawę?!

Czytelników papierowego wydania CW śpieszę zapewnić, że nasza gazeta nie umrze jeszcze przez ładne kilka lat. Tym bardziej że już ma równoległą wersję portalową. No i jaką interesującą śmierć będzie miała! Warto być uczestnikiem tego pogrzebu. Tylko trzeba często myć ręce.

(1)http://bloq.computerworld.pl/news/145423.html

(2)http://www.newyorker.com/reporting/2008/03/31/080331fa_fact_alterman?currentPage=all

(3) http://blogs.zdnet.com/ip-telephony/?p=2152

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200