Skąd się biorą śmieci w sieci

Prasę światową obiegały niedawno pełne kpiny informacje o tym, co krąży w sieci Internetu, o zbiorach porno i różnych innych wygłupach, ośmieszających sam sens przekazu. Miałem wszelako sposobność wysłuchania pewnego dość szczególnego na ten temat komentarza. Jeden z moich zachodnich przyjaciół, wybitny informatyk, człowiek o dość sarkastycznym poczuciu humoru, skwitował to zjawisko tak:

Prasę światową obiegały niedawno pełne kpiny informacje o tym, co krąży w sieci Internetu, o zbiorach porno i różnych innych wygłupach, ośmieszających sam sens przekazu. Miałem wszelako sposobność wysłuchania pewnego dość szczególnego na ten temat komentarza. Jeden z moich zachodnich przyjaciół, wybitny informatyk, człowiek o dość sarkastycznym poczuciu humoru, skwitował to zjawisko tak:

- Na razie w sieci są głównie informatycy. Żeby latało w niej coś mądrego, trzeba mieć coś mądrego do przekazania. A co możemy przekazać my, informatycy? W naszych mózgach nie ma nic poza komputerami...

Po czym dodał:

- Tylko czy można się nam dziwić? Czy znasz dziedzinę, w której by wszystko zmieniało się tak szybko i tak bardzo? Która by tak mogła fascynować i przykuwać uwagę?

To prawda... I nie jest to w historii umiejętności ludzkich, a zwłaszcza w historii techniki i nauki nic nowego. Ci, co konstruowali samochody, wymyślali i ulepszali nowe ich podzespoły, nie interesowali się, kto i co będzie tymi samochodami woził; twórcy nowych technik w łączności też nie zastanawiali się nigdy, jakie informacje będą krążyły w sieciach telekomunikacyjnych. Ba, inżynierowie-wynalazcy rzadko reprezentowali zarazem talenty biznesmenów, przygniatająca większość pasjonowała się jedynie tym, jak rozwinąć swoją konstrukcję. Przykłady Edisona, Westinghouse'a, Mościckiego czy Sendzimira nie zawsze potwierdzają się karierami następców nawet w Stanach Zjednoczonych, ojczyźnie przedsiębiorczości. Henry Wozniak, choć główny twórca Apple'a, nie dostąpił takiej sławy, jak Steve Jobs - nie dlatego, że mu brakowało zdolności, lecz dlatego, że je miał nie do tego i nie to go interesowało.

To samo dotyczy inżynierów w przemyśle, w tzw. "ruchu". Całą sztuką nowoczesnego zarządzania było uświadomić im, że produkt nie tylko trzeba wytworzyć, ale i sprzedać. Inżyniera satysfakcjonuje z natury rzeczy jego bezpośrednie dzieło - sam produkt; lata intensywnej edukacji handlowej niewiele tu, jak do tej pory, zmieniły. I nie tylko dlatego, że uczelnie techniczne nadal z reguły traktują wiedzę handlową, jak przysłowiowe piąte koło u wozu. Już kandydaci na studentów chcą zajmować się techniką, a nie czymś innym.

W minionym reżimie uczelnie techniczne dawały ucieczkę przed ideologią, bo statyka budowli czy programowanie w asemblerze nie reagowały na polityczną słuszność. Dziś dają ucieczkę przed trudną i brudną rzeczywistością handlu w gospodarce rynkowej. Są znowu swoistym polem wolności od niemiłych obciążeń psychicznych.

Mój przyjaciel z przekąsem bronił swej branży:

- Pojawią się na pewno te wyjątki, które potrafią interesować się także czymś innym. Ale przeciętna pozostanie taka, jaka jest. Pomyśl o hakerach. Włamują się nie tylko dlatego, że zabepieczenia wyzywają ich ambicje. Oni po prostu ze swoimi twórczymi zdolnościami nie umieją nic innego zrobić. Gdyby w swojej przekorze umieli zająć się czymś innym, zanalizowaliby na przykład orkiestrację utworów Beethovena czy Mozarta, ich technikę kompozycji, wywołaliby dzikie dyskusje w świecie muzykologów i melomanów, produkując ich "nowe" utwory. Mało: produkowaliby "nowe" nagrania wielkich orkiestr, po zanalizowaniu ich brzmienia i specyficznych cech dyrygowania poszczególnych wielkich dyrygentów. Gdyby interesowali się filmem, mielibyśmy filmy epoki kina niemego w wersji 25-klatkowej, mielibyśmy odrestaurowane stare filmy z przywróconą pierwotną ostrością i kontrastowością obrazu...

- A dlaczego Ciebie samego to nie zabawiło?

Odpowiedział cytatem, powtarzając przytaczaną często przeze mnie starą odpowiedź jednego z pierwszych wielkich programistów Ameryki, McCarthy'ego, na pytanie, ile mu czasu zajęło zaprogramowanie lotu rakiety kosmicznej:

- Na to trzeba kilkunastu godzin programowania i kilku lat studiowania fizyki.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200