Sieć dobra na wszystko

Linearny model rozwoju społecznego budzi coraz większy sceptycyzm badaczy. Zamiast niego proponuje się inne ujęcie problemu zmian w organizacji społeczeństw i procesów regulacji, w którym jest mowa o sieciach.

Linearny model rozwoju społecznego budzi coraz większy sceptycyzm badaczy. Zamiast niego proponuje się inne ujęcie problemu zmian w organizacji społeczeństw i procesów regulacji, w którym jest mowa o sieciach.

Uczeni od dawna głowią się nad tym, jaka będzie organizacja przyszłego społeczeństwa, jaki będzie system regulacji. Są dwa podejścia. Pierwsze można scharakteryzować starą sentencją: trzeba będzie wiele zmienić, aby wszystko pozostało po staremu. Ujawnia się tu przekonanie, że w istocie będziemy mieli do czynienia z kontynuacją. Obecna generacja technologii zostanie po prostu oswojona przez instytucje polityczne, ekonomiczne i kulturalne. Oczywiście jakieś zmiany nastąpią, ale nie dojdzie do zerwania ciągłości, tak jak to miało miejsce z poprzednimi generacjami techniki.

Zdaniem innych będziemy mieć do czynienia z nową jakością: już powstają nowe instytucje, pojawiają się nowi aktorzy, nowe interesy i konflikty. Rodzą się systemy: polityczny, ekonomiczny i kulturowy funkcjonalny dla nowych technologii. Ba, muszą się rodzić, aby nie hamować ekspansji na wszystkie dziedziny życia. To podejście dominowało w ostatnich trzech dekadach, by przypomnieć koncept społeczeństwa postindustrialnego Daniela Bella czy Trzecią falę Alvina Tofflera.

Odmienny podział

Niektórzy badacze niechętnie dzisiaj posługują się trójstadialnym modelem rozwoju społecznego (przednowoczesność-nowoczesność-ponowoczesność), jako że same prefiksy "pre" i "post" narzucają myślenie linearne - coś musi następować po czymś na mocy samych praw historii. Tymczasem Karl Popper miał rację mówiąc, że nie ma czegoś takiego jak prawa historii. O świecie, w jakim żyjemy, musimy myśleć nieliniowo, bo nie uda się stworzyć linearnej teorii nieliniowego procesu.

Przed kilku laty amerykański politolog David F. Ronfeld w ekspertyzie dla Rand Corporation zaproponował inne ujęcie problemu zmian w organizacji społeczeństw i procesów regulacji. Wyróżnił cztery formy tej regulacji:

  • klanowo-plemienny, oparty na systemach pokrewieństwa (w tym ujęciu społeczność jawi się jako "rodzina rodzin" z własnymi instytucjami, interesami konfliktami itp.);

  • hierarchiczno-instytucjonalny, stosowany przez wielkie instytucje - kościoły, armie - przejęty przez państwa i organizujący państwa narodowe aż po dzień dzisiejszy;

  • system rynkowy oparty na konkurencji;

  • sieci rządzące się zasadą kooperacji.
Odmienność tego sposobu myślenia polega na tym, że autor ujmuje problem nie tylko diachronicznie (tj. uwzględniając kolejne następowanie po sobie faz rozwojowych), lecz także synchronicznie. W procesach społecznych da się wyśledzić ewolucję, począwszy od form klanowo-plemiennych, przez hierarchiczne i rynkowe, aż po sieci, ale na żadnym z tych etapów poszczególne formy nie zanikały, lecz wzajemnie się uzupełniały, niczym rosnąca rafa koralowa. Wraz z powstaniem państw nie znikały układy klanowo-plemienne. One się przeobrażały, znajdowały niszę (nawet w nowoczesnych systemach instytucjonalnych, jak chociażby mafie, które same nazywają siebie "rodzinami"). Podobnie rynek, którego pierwociny sięgają początków kultury, rozsadzał wprawdzie struktury plemienne, ale nie niszczył ich, wrastał w państwo, przyjmując jego formy (instytucje rynkowe organizowały się hierarchicznie), by się dziś odeń uwalniać (korporacje ponadnarodowe). Czwarta forma - sieci, które istniały zawsze, dziś zaś nabierają wagi - także nie eliminuje innych form organizacji społecznej. Sieci są nawet przez nie inkorporowane (biznes sieciowy) czy też "sieci kolesiów", jako pewna postać klanu.

W różnych epokach dominowały odmienne typy regulacji, ale żaden z nich nie miał wyłączności. Raz dobrze służąc organizacji społecznej, kiedy indziej się wyradzając. Do tego ostatniego dochodziło wtedy, gdy fetyszyzowano jedną formę i eliminowano inne, czego najlepszym przykładem był komunizm, który oparł się na biurokratycznej strukturze hierarchicznej, ale nie udało mu się do końca zwalczyć rynku, a klany tworzył własne. Sieci też nie wyeliminował, m.in. dzięki nim społeczeństwo jakoś funkcjonowało - ludzie za ich pośrednictwem informowali się nawzajem np. o tym, gdzie "rzucili towar".

Stąd wniosek, że systemy społeczne są tym bardziej odporne (i zarazem złożone), im mają więcej wbudowanych trybów regulacji. Sprawność systemu zależy od jakości interfejsów między poszczególnymi trybami. Złożoność sprawia, iż zawodzą dominujące dotychczas sposoby regulacji (zwłaszcza hierarchia). Stąd potrzeba jak najwięcej elementów samoregulacji i samoorganizacji. Dotyczy to społeczeństw najbardziej rozwiniętych, w których sieci społeczne wsparte nowymi technologiami informacyjnymi odgrywają coraz ważniejszą rolę w zarządzaniu biznesowym i publicznym, stając się jednocześnie podstawą społeczeństwa obywatelskiego.

Nie znaczy to, że takie społeczeństwo będzie wolne od konfliktów. Będą to zapewne wojny sieciowe, bo sieci nie są cudowną receptą na wieczny pokój i powszechną szczęśliwość. Dziś wszakże nie możemy jeszcze powiedzieć, jaka będzie natura tych netwars.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200