Samobójcza cenzura

Na samym początku od razu chcę się zastrzec. Nie uważam samobójstwa za coś godnego pochwały, nie namawiam, ale też nie potępiam tych, którzy zdecydowali się na ten dramatyczny krok. Nasze życie jest jedną z niewielu wartości, które są naprawdę nasze. Jeśli ktoś nie może znieść cierpień fizycznych albo psychicznych, to uważam, że ma wszelkie prawo do dysponowania tą własnością. Jeśli przy okazji próby pozbawienia się życia nie naraża innych, to nie ma powodu być oburzonym.

Na samym początku od razu chcę się zastrzec. Nie uważam samobójstwa za coś godnego pochwały, nie namawiam, ale też nie potępiam tych, którzy zdecydowali się na ten dramatyczny krok. Nasze życie jest jedną z niewielu wartości, które są naprawdę nasze. Jeśli ktoś nie może znieść cierpień fizycznych albo psychicznych, to uważam, że ma wszelkie prawo do dysponowania tą własnością. Jeśli przy okazji próby pozbawienia się życia nie naraża innych, to nie ma powodu być oburzonym.

Jeśli zaś w poczytnej Gazecie Wyborczej porusza się problem doradzania samobójcom na stronie internetowej i wyni- kłej z niego dyskusji etyczno-prawnej w Holandii, to nie trzeba chować głowy w piasek, cenzurując odnośniki. Myślę o artykule Joanny Kowalskiej pt. Samobójcze strony, opublikowanym w GW w dniu 16 lutego 2000 r. Takie postępowanie wskazuje na kompletną nieznajomość mechanizmów działania Internetu. Przypomina mi cenzurę minionej epoki, gdy uważano, że jak nie napisze się o czymś albo nie pokaże w telewizji, to tego nie będzie. A więc nie będzie także problemu.

Tymczasem dzisiaj nowa rzeczywistość informacyjna wymaga od dziennikarza odpowiedzialności, ale rozumianej nie jako wstrzymywanie informacji, ale jako jej właściwy dobór. W tym przypadku autorka tekstu cytuje makabryczną uwagę o podcinaniu sobie żył, lecz bez podawania adresu strony, na której zamieszczono owe porady samobójcze. Wszystko, jak się domyślam, w interesie czytelników, aby przypadkiem nie pomóc im w popełnieniu samobójstwa. To po prostu naiwność.

A przecież, co sprawdziłem osobiście, zastosowanie dowolnej wyszukiwarki sieciowej pozwala w czasie krótszym niż pięć minut ustalić nie tylko adres inkryminowanej holenderskiej strony (http://huizen.dds.nl/~thisbe/index307.htm), ale także imię autorki (Marleen; pseudonim Thisbe pochodzi z mitu Pyrama i Tysbe, wykorzystanego przez Owidiusza, a wspomnianego w Śnie Nocy Letniej), a nawet znaleźć zeskanowany tekst artykułu o stronie Thisby z dziennika de Volkskrant. Wszystko po holendersku, więc nie sądzę, aby wielu Polaków mogło z tych informacji skorzystać. Dlaczego więc cenzurować adres strony internetowej, o którą przecież poszła cała sprawa? Czy dlatego że jest na niej odnośnik do metod popełniania samobójstwa?

W ciągu kolejnych 5 minut znalazłem kilka innych stron, podających szczegółowe informacje o sposobach samozabijania się oraz jedną polską zachęcającą do zastanowienia się, czy taki krok ma sens (http://www.webfabrika.com.pl/ pomoc/). Nowe medium działa zupełnie inaczej niż tradycyjne: gdybym chciał poszukać w bibliotece informacji o samobójstwach, to pewnie spędziłbym tam cały dzień, a i tak nie wiedziałbym, że na śmierć można także zapić się wodą.

Artykuł pani Kowalskiej jest przykładem złego dziennikarstwa: nie podano czytelnikom pełnej informacji. Autorka wykorzystała jedno ze źródeł informacji, nie wiedząc lub nie mając czasu sprawdzić, że istnieje wiele podobnych stron, także w Polsce. A stąd już tylko krok do pytania, jak mamy zareagować na ewentualne doniesienie do prokuratora o popełnieniu przestępstwa namawiania do (samo)zabójstwa. Niestety, popularność gazety wcale nie musi odpowiadać jej wartości.

Wręcz przeciwnie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200