Róże i fiołki

Czas wakacyjny, jak zwykle, jest okazją również do tego, aby w wakacyjnych felietonach odejść nieco od uprawianej przez nas dziedziny i sprawdzić, czy - po kolejnym roku zmagań z konglomeratem zjawisk składających się obecnie na dziedzinę zwaną informatyką - stać nas jeszcze na pewien do niej dystans i spojrzenie z perspektywy tzw. normalnego człowieka, czyli - domyślnie - kogoś, kto zawodowo informatyki nie uprawia.

Czas wakacyjny, jak zwykle, jest okazją również do tego, aby w wakacyjnych felietonach odejść nieco od uprawianej przez nas dziedziny i sprawdzić, czy - po kolejnym roku zmagań z konglomeratem zjawisk składających się obecnie na dziedzinę zwaną informatyką - stać nas jeszcze na pewien do niej dystans i spojrzenie z perspektywy tzw. normalnego człowieka, czyli - domyślnie - kogoś, kto zawodowo informatyki nie uprawia.

Z czasów licealnych, zapewne nie tylko ja wyniosłem przeświadczenie, że nasz Wieszcz Narodowy, Mickiewicz Adam, to tak naprawdę nie miał w swym poetyckim rzemiośle sobie równych i na zawsze już zostanie poetą wszech czasów. Przekonanie to jednak przeszło mi dość szybko, bo poezja bywała dla mnie zajmująca i po liceum, czego skutkiem było nie tylko zepchnięcie Wieszcza z piedestału, ale i stopniowa erozja jego roli i znaczenia w poezji w ogóle.

Nie tak daleko jednak, bym go lekceważył, chociaż, tak po prawdzie, to i tak od niego zawsze wolałem już tego drugiego, tego "z przeciwnego krańca", tego, co to według Gombrowicza-prześmiewcy wielkim poetą był.

Okazało się potem kiedyś, bo okazać się musiało, że na świecie trochę jednak, i to całkiem niezłych, poetów nie tylko było, ale i jest. A zainteresowanie poezją zawsze było takie sobie, nikłe, a u nas to już w ogóle kończy się na rymach zwanych częstochowskimi w okresie - nazwijmy to tak - pamiętnikowym, bo potem są już co najwyżej teksty piosenek.

Niewiele pomogła dwójka noblistów własnych i jeden z najbliższej zagranicy. Bo któżby w takich zdyszanych z pośpiechu czasach miał głowę do tego, co też poeta chciał mu powiedzieć: jakby w ogóle miał coś do powiedzenia, to by zwyczajnie, po ludzku powiedział, a że nie ma, no to musi owijać w to i w tamto i nikt normalny nie zgadnie, o co mu idzie.

Była chyba połowa lat osiemdziesiątych, gdy w londyńskim metrze zaczęły się pojawiać wiersze, czyli, jak to nazywano - "Poems on the Underground". Były to wiersze krótkie, ot kilka zaledwie linijek, by pozostawiając je czytelnymi, zmieścić wszystko na zaokrąglonej przestrzeni w miejscu, gdzie boczna ściana wagonu płynnie przechodzi w jego dach.

W miejscu gdzie zwykle nakleja się reklamy i plansze z planem linii. Pojawiały się tam wiersze stare i nowe, łatwo zapadające w pamięć, ale i takie, których nawet zrozumieć nijak się nie dawało.

Dość dawno w Londynie nie byłem, więc nie wiem, czy wiersze jeżdżą tam jeszcze metrem. Za to od kolegi, tamtejszego tubylca słyszę, że brytyjskie dzieci przysparzają operatorom komórek miliarda funtów przychodów rocznie. Większość z czego idzie na SMS-y.

Ktoś wpadł tam więc na pomysł, by - z okazji Narodowego Dnia Poezji (w tym roku - 6 października) ogłosić konkurs na wiersz dający się pomieścić w komunikacie SMS. Zgłoszono tych wierszy ponad sto tysięcy.

Pewna tego odmiana jest popularna w Japonii. Są to tzw. tanka - 31-zgłoskowe wiersze, o tradycjach sięgających ósmego wieku (w odmianie SMS-owej "kentai tanka"). Podobno Japończycy tworzą je w telefonach namiętnie i w milczeniu w drodze do i z pracy. W milczeniu, gdyż publiczna rozmowa przez telefon, np. w pociągu, po prostu tam nie uchodzi.

Jakiś starszy japoński poeta jednak stwierdził w wywiadzie dla BBC, że te niby-poetyckie SMS-y niewiele z poezją tanka mają wspólnego, bo powstają w ciągu sekund i wyrażają chwilę, zamiast być, jak prawdziwe tanka, syntezą syntezy myśli powstającą nieraz i tygodniami.

Może i poeta ten ma rację - może ta ich SMS-owa poezja nie jest wyszukana, ale jednak jest.

My zaś z poezji mamy już tylko tomiki "żółtej" serii PIW-owskiej sprzed trzydziestu lat i trwających ciągle na posterunkach Noblistkę i Różewicza. No i zdarzają się jeszcze "na górze róże, na dole fiołki...".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200