Rozbój usankcjonowany

Kiedy kilka miesięcy temu napisałem tekst o perypetiach z nazwą domeny wykorzystującej moje nazwisko ( ''tatarkiewicz.com , czyli byznes'' http://www.apple.com.pl/kuba/archiwum/404.html ), to jedyny odzew dotyczył pewnego słówka, które nie spodobało się tajemniczemu czytelnikowi (''Biznes byznesu'', http://www.apple.com.pl/kuba/archiwum/414.html ).

Kiedy kilka miesięcy temu napisałem tekst o perypetiach z nazwą domeny wykorzystującej moje nazwisko ( ''tatarkiewicz.com , czyli byznes''http://www.apple.com.pl/kuba/archiwum/404.html ), to jedyny odzew dotyczył pewnego słówka, które nie spodobało się tajemniczemu czytelnikowi (''Biznes byznesu'',http://www.apple.com.pl/kuba/archiwum/414.html ).

Okazało się jednak, że to, co wydawało się małym problemem zapominalskiego, urosło do skali procesowej pomiędzy największymi i najważniejszymi podmiotami. Jak to mówią, pokazał się czubek góry lodowej, a raczej w tym przypadku czubek góry pieniędzy, bo jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o kasę.

Najpierw w szranki sądowe wstąpiła firma VeriSign Inc., upoważniona swego czasu przez rząd amerykański do prowadzenia głównej bazy danych nazw domen .com oraz .net. Czegóż może chcieć firma mająca kontrakt z rządem na de facto drukowanie pieniędzy, bo przecież trzymanie pod czułą opieką katalogu nazw domen jest taką właśnie licencją? Oczywiście, chce więcej pieniędzy! Firma wymyśliła sobie, że wprowadzi nową usługę o wdzięcznej nazwie Site Finder. Cała usługa polegała na tym, że zmieniono zasadę działania głównych routerów domeny .com: jak ktoś źle wpisał nazwę domeny, to nie dostawał informacji o błędzie, tylko był przenoszony na stronę reklamową. Oczywiście, prowadzoną przez VeriSign. Jest jasne, że firma nie robiła tego z dobrego serca, tylko dlatego że chciała zarobić na sprzedaży nazw nieistniejących domen. Podobnie jak domena tatarkiewicz.com pokazuje dziś stronę "w konstrukcji", z informacjami m.in. o hotelach w Pradze. Dobrze, że chociaż tam, zawsze do Warszawy bliżej niż na przykład z Pernambuco.

Tymczasem organizacja zajmująca się regulowaniem całego bałaganu nazw domen o wdzięcznym skrócie ICANN (Internet Corporation for Assigned Names and Numbers), choć wbrew swej nazwie niewiele może, postanowiła jednak zabronić praktyk podmiany stron. Zastosowała w tym celu starą i sprawdzoną metodę biurokratów, to znaczy nic nie zrobiła. A powinna była albo odmówić firmie VeriSign prawa do prowadzenia nowych usług, albo też je zatwierdzić. Cierpliwość firmy wyczerpała się - firma podała ICANN do sądu, twierdząc, że organizacja ta nie ma prawa zatwierdzania nowych typów usług związanych z nazwami domen. Sprawa jak sprawa, w sądzie pewnie jakiś czas poleży, a w tym czasie VeriSign będzie mogła robić co będzie chciała, zaś adwokaci zarobią morze pieniędzy na honorariach.

Tak naprawdę to sprawa dotyczy jednak drugiej usługi, tym razem wprost związanej z odsprzedażą nazw domen. Otóż VeriSign ma pod ręką cały koszyk usług, związanych z nazwami domen. Naprawdę cenną jest tzw. Wait Listing Service, czyli rezerwowanie nazw domen na wypadek, gdyby były one dostępne do kupienia. Przykładowo: mógłbym za jedyne 60 USD zarezerwować sobie domenę tatarkiewicz.com i jak tylko jej obecny "posiadacz" znudzi się wyświetlaniem lipnej strony, mógłbym domenę znowu zarejestrować. No i co? Zarówno ICANN, jak i VeriSign zostały kolektywnie pozwane o legalność tej właśnie usługi przez 8 firm rejestrujących nazwy domen! Jak ładnie zapisano w pozwie "usługa prowadzi do oszukiwania klientów, którzy nigdy nie będą mogli zarejestrować nazw zarezerwowanych domen". Tu jest pies pogrzebany: oczywiście wszystkie firmy rejestrujące domeny stosują taktykę opisaną w felietonie "tatarkiewicz.com, czyli byznes", to znaczy zarabiają na wyłapywaniu nazw nieodnowionych domen i bynajmniej nie chcą zrezygnować z tego źródełka dochodów.

Czerpiąc z analogii, w USA nieco ponad sto lat temu liczni baronowie kolejowi też wozili się po sądach, zamiast wozić klientów i towary. Dziś zostały po nich puste tory oraz zakurzone wspomnienia. Tak samo będzie z Internetem, tylko światłowodów nie będzie widać, bo są pod ziemią.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200