Równy dostęp

Budujemy społeczeństwo informacyjne. Cała Europa buduje społeczeństwo informacyjne. Buduje też Ameryka.

Budujemy społeczeństwo informacyjne. Cała Europa buduje społeczeństwo informacyjne. Buduje też Ameryka.

W Internecie jest wszystko. Rzeczywiście musi być wszystko, skoro przechadzając się ostatnio brzegiem Bałtyku przypomniałem sobie, jak zbierano jeszcze niedawno informacje na naszej morskiej granicy. Nie wszyscy o tym wiedzą (w Internecie na pewno jest), że moją całoroczną piaskownicę z dzieciństwa, czyli plażę, bronowano na noc, po czym, wraz ze wschodem słońca, zbierano informacje. Dzisiaj nie jest to konieczne, bo wszystko jest w Internecie. Nie zliczę, ile razy dziennie byłem nielegalnie za granicą, wchodząc na falochron wejścia do portu (nie było to wcale tak dawno). Dzisiaj przechadzają się po nim tłumy spragnionych jodu turystów i nic. Dzisiaj nie trzeba nikogo pilnować, bo wszystko jest w Internecie. Wysiłek grodzenia drutem kolczastym i bronowania plaży spożytkować można na budowanie społeczeństwa informacyjnego.

To musi być ciekawe uczucie być wysokim urzędnikiem państwowym w państwie, które nie grodzi i nie bronuje granic. Ciekawe uczucie, kiedy człowiek taki patrzy na współobywateli zadowolonych z życia. Obywateli - członków społeczeństwa informacyjnego (choć tak do końca to nie wiem, o co w tym pojęciu chodzi). Ostatnio rozmyślałem nad tym przechadzając się, jak zwykle w święta po plaży. Jeden pensjonat - zaparkowane dwie rządowe lancie. Drugi pensjonat - jedna lancia rządowa. Trzeci - kolejne dwie charakterystyczne rządowe lancie. Zażywają uroków wiosennego morza wysocy urzędnicy i patrzą na budzący się kraj, na uśmiechnięte twarze obywateli, na nowoczesność. I można, okazuje się, być wysokim urzędnikiem państwowym i nie patrzeć wyłącznie podejrzliwie na siedzących przy stoliku obok obywateli. Mało tego - zachęcać ich, aby jak najwięcej czerpali z danej im wolności społeczeństwa informacyjnego (mimo że moc pieniędzy kosztuje budowanie społeczeństwa informacyjnego, ciągle nie czuję tej idei).

Mam jednak nadzieję, że uda się mimo wszystko kiedyś zbudować społeczeństwo informacyjne, w którym wszyscy będą mieli równy dostęp do informacji. Wątpię jednak, czy uda się kiedykolwiek zapewnić równy dostęp do dróg publicznych obywatelom i przedstawicielom władzy. Wracają sobie w poniedziałkowe popołudnie charakterystyczne rządowe lancie znad morza do Warszawy. Kierowcy - wysocy urzędnicy państwowi - nie oszczędzają swych posłusznych pojazdów, czasami wbrew zdrowemu rozsądkowi. Dochodzę pierwszą lancię i z satysfakcją bawię się, siedząc jej na ogonie. Lancia przyspiesza, ja też - myśląc, ile wiceminister wytrzyma, aby nie dać się wyprzedzić. Sporo wytrzymał. Z kolejnymi postępuję podobnie, sprawdzając, czy żaden z kierowców lanci nie lubi być wyprzedzany przez współobywateli. Z całą odpowiedzialnością stwierdzić muszę, że żaden tego nie lubi. Kiedyś pytała mnie pewna dama, jak znoszę spokojnie jadąc, gdy inni mnie wyprzedzają. Ponoć mężczyźni traktują to jako punkt honoru. Zdziwiło mnie to pytanie, tak samo, jak zachowanie wysokich urzędników państwowych, wprowadzających nas w struktury społeczeństwa informacyjnego (kto będzie się tym problemem zajmował w nowych województwach?). Tak więc racje miał Seneka mówiąc, że dwie rzeczy nie znoszą wspólników: małżeństwo i władza. W jeździe samochodem też. A jak będzie w społeczeństwie informacyjnym? Dobrze, że choć ten Internet na pociechę mamy.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200