Purpurowa ciekawość

Wdawnych czasach, kiedy jeszcze komputery nie zawładnęły naszym życiem, przyjęcie na studia można było załatwić tradycyjną łapówką. Pewien cwaniak wykombinował, że zamiast trudzić się szukaniem na uczelni kontaktów, którym dałoby się wręczyć kopertę, prościej będzie obstawiać dzianych rodziców zdających. Przekupił sekretarkę, dostał listę kandydatów i jeszcze przed egzaminami zaproponował kilkudziesięciu osobom pomoc.

Wdawnych czasach, kiedy jeszcze komputery nie zawładnęły naszym życiem, przyjęcie na studia można było załatwić tradycyjną łapówką. Pewien cwaniak wykombinował, że zamiast trudzić się szukaniem na uczelni kontaktów, którym dałoby się wręczyć kopertę, prościej będzie obstawiać dzianych rodziców zdających. Przekupił sekretarkę, dostał listę kandydatów i jeszcze przed egzaminami zaproponował kilkudziesięciu osobom pomoc.

A potem już tylko spokojnie czekał. Kiedy ogłoszono wyniki, obdzwonił rodziny szczęśliwie przyjętych i pobrał kasę. Wszyscy płacili, no bo przecież załatwiono im co trzeba. Interes kręcił się przez kilka lat, aż trafiła kosa na kamień. Jedna ze zdających miała ojczyma (inne nazwisko) będącego pracownikiem uczelni, na której kwitł powyższy proceder. Zdenerwował go fakt, że inni biorą, a jemu nikt nic nie proponuje, no i odkrył cały mechanizm.

Dzisiaj procedury egzaminów na prestiżowe uczelnie są bardzo utajnione. Oczywiście wszystko załatwia się poprzez komputery. Komputer ma tę zaletę, że trudno go skorumpować, bo jak ryba - nie bierze. Ale można się do niego włamać. W tym roku wśród zdających do najlepszych amerykańskich szkół wyższych kształcących MBA dużo szumu zrobił hackerski przepis na wcześniejsze sprawdzenie wyniku egzaminów wstępnychhttp://www.aunty-spam.com/hacked-mba-admissions-info-at-harvard-stanford-mit-and-duke/ . Wprawdzie nie wiadomo, do czego mogłaby przydać się wiedza o wynikach, które za kilka tygodni będą upublicznione, ale w wyścigu ambitnych szczurów wszystko może się liczyć. Kilkuset kandydatów zajrzało na źle zabezpieczone strony internetowe firmy obrabiającej wyniki rekrutacji. Właściwie to od razu powinno się zaliczyć im pierwszy rok studiów, bo wykazali inicjatywę jakiej kiedyś będą od nich oczekiwali pracodawcy.

Być może nie jest to problem etyczny na miarę tragedii greckich, ale dzisiejsza Antygona zapewne bardziej martwi się przyjęciem na studia niż pochówkiem brata. Dylemat moralny "zajrzeć - nie zajrzeć" raczej nie nadaje się na scenę, choć Janusz Głowacki pewnie i z tego tematu potrafiłby wycisnąć tantiemy. Jednakże w środowisku komputerowym zawrzało. Przecież kandydaci nie złamali żadnego prawa, tylko wykorzystali lukę w źle zrobionym portalu. Jak to ładnie ujęto w zbiorowym liście specjalistów od bezpieczeństwa danychhttp://crypto.csail.mit.edu/~ben/mitsloan-crypto-letter , ciekawość nie jest przestępstwem. W jakimś sensie jest to dalszy ciąg naszej krajowej dyskusji o przecieku danych z IPN. Kto jest winny: Wildstein czy Kieres?

Na razie zainteresowane szkoły wyższe różnie reagują na niecodzienną sytuację. Te z purpurą w barwach (Harvard, MIT) zdecydowały się usunąć z list przyjętych wszystkich ciekawskich kandydatów-hackerówhttp://www.computerworld.com/printthis/2005/0,4814,100261,00.html ;http://www.boston.com/business/articles/2005/03/09/mit_says_it_wont_admit_hackers/ . Z kolei Dartmouth zastosował podejście

indywidualne, proponując studia niektórym włamywaczomhttp://news.bostonherald.com/localRegional/view.bg?articleid=73846 . Wildstein stracił pracę w Rzepie, Kieres kandyduje po raz drugi na stanowisko dyrektora IPN.

Przed laty pisałem o łatwości z jaką można było znaleźć różne adresy na stronach Harvarduhttp://www.apple.com.pl/kuba/archiwum/80.html . Całkiem niedawno okazało się, że najbogatsza uczelnia świata miała wyjątkowo źle skonstruowany system przechowywania danych osobowych studentówhttp://www.thecrimson.com/today/article505402.html . Pewnie zatrudniała własnych absolwentów. Takich, którzy nie potrafiliby zajrzeć do tajnych list rekrutacyjnych.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200