Pstryk i już

Nie wiem, jak u Państwa, ale ja w pracy jestem wręcz otoczony komputerami. Nie, żebym uwielbiał aż tak przesadnie ich towarzystwo, ale z konieczności. Na przykład w jednym pomieszczeniu mam cztery serwery - dwa z Windowsem, jeden z Novellem i jeden z Linuxem. Jeśli cztery maszyny, to należałoby spodziewać się identycznej liczby monitorów, klawiatur i myszek. Ale nie - jest po jednym egzemplarzu wcześniej wymienionych. Do tego mam przełącznik KVM i gdy pstryknę, pojawia się na ekranie odpowiedni system, a mysz i klawiatura zostają przyłączone do tego właśnie komputera. I tak sobie pstrykam i coś tam robię to w jednym, to w drugim systemie. Ale radość - byle tylko się nie pomylić.

Nie wiem, jak u Państwa, ale ja w pracy jestem wręcz otoczony komputerami. Nie, żebym uwielbiał aż tak przesadnie ich towarzystwo, ale z konieczności. Na przykład w jednym pomieszczeniu mam cztery serwery - dwa z Windowsem, jeden z Novellem i jeden z Linuxem. Jeśli cztery maszyny, to należałoby spodziewać się identycznej liczby monitorów, klawiatur i myszek. Ale nie - jest po jednym egzemplarzu wcześniej wymienionych. Do tego mam przełącznik KVM i gdy pstryknę, pojawia się na ekranie odpowiedni system, a mysz i klawiatura zostają przyłączone do tego właśnie komputera. I tak sobie pstrykam i coś tam robię to w jednym, to w drugim systemie. Ale radość - byle tylko się nie pomylić.

W drugiej serwerowni nie dorobiłem się jeszcze stosownej automatyzacji, więc muszę w razie potrzeby przełączać kabel monitora z maszyny do maszyny. W pokoju, gdzie zazwyczaj siedzę, używam dwóch bądź trzech stacji roboczych, a jak przyjdzie potrzeba, włączam jeszcze notebook. Liczba stacji roboczych nie wynika bynajmniej z mojej pazerności na sprzęt, ale z konieczności i odmiennych ról oraz konfiguracji, jakie sobą prezentują. Na komputerze technologicznym mam np. Windows NT, na drugim - Windows 2000 i Linux, na trzecim to, co akurat testuję.

I nie powiem, też jest wesoło. Gdy stawiam na blacie biurka dodatkowy komputer przenośny, jego mysz leży także na wierzchu, podczas gdy klawiatura i mysz używanej standardowo stacji roboczej znajdują się pod biurkiem na wysuwanej szufladzie. Pracując równolegle na dwóch komputerach, stale się mylę, sięgając nie do tych peryferii, do których trzeba. Nie jest to jednak największy problem. Często muszę skopiować fragment tekstu czy kodu z jednego komputera na drugi. Gdy kopiuję do schowka, aż prosiłoby się, by tą samą myszą móc wkleić wybraną zawartość natychmiast do drugiego komputera. Żeby tak mysz miała własną pamięć podręczną! Niestety w takich razach trzeba wymieniać informacje poprzez sieć, co wymaga iluś tam zabiegów pośrednich, a ponadto przynosi czasami niepożądane efekty uboczne.

Ostatnio np. niechcący wykasowałem sobie poprzez sieć cały katalog. Co z tego, że system pytał, czy jestem pewien, co z tego, że na pasku mam zawsze wyświetlaną ścieżkę dostępu do zasobu - po prostu nie zwróciłem uwagi, a pewien byłem, że chcę usunąć, chociaż może nie do końca akurat to. Mógłby przynajmniej system odmiennie sygnalizować próby kasowania zasobu sieciowego. Wiem, że istnieją uprawnienia dostępu, ale co mi po nich - przecież jako administrator nie będę sam sobie stwarzał ograniczeń. Może jednak powinienem, jako osobnik niebezpieczny dla siebie samego, aby nie dochodziło więcej do informatycznego samookaleczenia. W każdym razie było i nie ma. W koszu nie ma co szukać, nawet w tym na śmieci. Jak to bywa w takich sytuacjach - siła złego na jednego - program do odzyskiwania plików był akurat odinstalowany, a po jego skonfigurowaniu usunięty folder okazał się nieco poszatkowany. Na szczęście zawsze dbam o kopie archiwalne i to nie w jednym egzemplarzu. Przypuszczam, że one uratowały mi, może nie życie, może nie reputację, ale mój wielomiesięczny trud. A wszystko przez to, że zachciało mi się testować coś na nowym, piątym komputerze. I to już chyba lekka przesada.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200